Choinka w czerwcu? Czemu nie! W Rumunii wszystko jest możliwe. Ale o tym później… 🙂
7 dzień, sobota, 03-06-2017
Budzimy się w miarę wcześnie. Na śniadanie dostajemy kolejny gratis od Pani Eleny – pyszny miodzik.
Gdy zaczynamy się pakować przyjeżdżają inni goście. Nawiązujemy rozmowę. Wcześniej słyszałem, że nasze motocykle i my wzbudziliśmy wśród przyjezdnych żywe zainteresowanie. Tyle to ja rozumiem. 🙂
Zaczynam rozmawiać z jednym z przyjezdnych, potem z jego synem – Edwardem. Przechodzimy na angielski i komunikacja zaczyna iść szybciej. Do rozmowy włączają się Marta i Yasiek. 😛
Nasi rozmówcy pytają się czemu przyjechaliśmy akurat do Rumunii. Tłumaczymy, że drogi bardzo dobre na motocykl i niezwykle ładne widoki, a ludzie jakieś takie dobre, przyjazne. No i w ogóle – fajnie tu macie! 😛
Gawędzimy dłuższą chwilę. No i dowiadujemy się co nieco o spojrzeniu Rumunów na Rumunię. Wcale nie jest tutaj tak fajnie jak nam się wydaje i nie tak przyjaźnie. 🙁
Pamiątkowe zdjęcie…
Edward, de ce nu ai trimis e-mail? Aș dori fi în contact și trimitem o poze unde ne sunt împreună. Salutări prieteni!
…i ruszamy w kierunku Munții Rarău. Chcemy przejechać przez masyw drogą Transrarăul (DN175B), a potem zjechać w dół, jak najbliżej Cheile Bicazului (jak się później okazało dojechaliśmy do Hangu).
Dość szybko dojeżdżamy do miejscowości Pojorâta. Skręcamy w Transrarăul i wspinamy się w kierunku szczytu. Dróżka nawet fajna, ale ludzi w pip, bo to sobota i długi weekend.
Dojeżdżamy do rozwidlenia na drodze przy którym stoi Policja. O co chodzi – nie wiadomo. Yasiek, który prowadził, skręca w lewo i w ten sposób, całkiem przypadkiem, wjeżdżamy (prawie) na szczyt Rarău. Tutaj płatny parking, jakieś atrakcje turystyczne i inne bzdety. Nic dla nas, zawracamy. Znów przy Panach Policjantach. Pytam czy droga przejezdna – “Da! Conduceţi cu atenție!”. Jedziemy zatem ostrożnie dalej. 🙂
Trasa w lesie, winkiel za winklem, nowy asfalt szerokości tak na 1,5 samochodu. No super! Zdjęć nie zrobiliśmy, bo nie było się gdzie zatrzymać, ale jest film. 🙂
Zjeżdżamy w dół. W jakiejś wiosce (to była chyba miejscowość Chiril) zaliczamy sklep i kawa. Pysznie! Yasiu częstuje miodem, który dostał rano na odjezdnym od Pani Eleny. 🙂
Ruszamy dalej. Po drodze zatrzymujemy się przy jednym z wielu tutaj klimatycznych mostków. Yasiu huśta, ale i tak nam się udało zrobić zdjęcie!
Na łące obok mostku popas miały rumuńskie krowy. Skorzystaliśmy z okazji, żeby zrobić sobie z nimi zdjęcie. 🙂
Przed miejscowością Poiana Largului zatrzymujemy się na kolejną sesję zdjęciową przed wiaduktem.
Czas zacząć powoli rozglądać się za noclegiem. Tutaj wszytko zajęte. Dzwonię na nr z reklamy pensjonatu, która znajduje się przy drodze. Jakaś Pani pyta się skąd mam do niej numer. 🙂 No nieźle! Szukamy dalej. Hangu. Przy drodze jakieś tablice twierdzące, że jest tu jakiś pensjonat. Zjeżdżamy z głównej drogi. Jest jakiś sklep połączony z barem i pensjonatem.
Dogaduję się z Panią ze sklepu. Cena wynosi 60 LEI za pokój dwuosobowy z dostawką. Biorę! Marta niezbyt zadowolona z mojej decyzji.
Fakt – egzotycznie tu trochę. Pokój spoko, jest sklep, ogród też całkiem niezły, z wiatami, grillem i kuchnią…
…ale po drugiej stronie miejscowe “żurki” piją piwo i klimat może przez to jakiś taki średni. Jeden zaraz przybiega do nas z prośbą o szluga. Trochę to wszystko trąci lokalnym folklorem. 😛
Motocykle możemy wstawić na posesję, ale jest jedno ale. Trzeba przejechać przez wąską furtkę, a do tego pokonać około 30 centymetrowy próg.
Po SH38 w Albanii nie ma rzeczy niemożliwych. Belki z szopy załatwiają sprawę różnicy poziomów. Yasiu pierwszy. Dał radę bez problemu.
Potem Griba. Jak się okazało V-Strom jest najszerszy i nie mieści się w furtce. Ale od czego pomysłowość – wystarczyło wyjąć furtkę z zawiasów i przeszedł!
Na końcu Transalp. Griba powozi, Yasiek asekuruje. Jak nie będzie ryski mają obiecane od Marty piwo. Udało się!
Cumujemy z Yasiem motocykle. Gdy wracamy do pozostawionych przed furtką gratów Marty nie ma! Wpadam w panikę – porwali Stforka! Ale nie, Marta przychodzi z obiecanym piwem. No i znów jest okazja, żeby stuknąć się butelką. 🙂
Poszukiwanie baru zakończone niepowodzeniem, wszystko już zamknięte. No to do sklepu na zakupy.
A potem kolacja w ogrodzie.
Przed snem jeszcze spacer. Na budynku nieopodal naszej kwatery, był to urząd czy bank, wiszą lampki świąteczne układające się we wzór choinki. Jest już ciemno i dekoracja piękni świeci. Zdjęcie musi być!
Choinka w czerwcu! Tego jeszcze nie było. Zgodnie stwierdzamy, że Rumunia (przynajmniej w chwilach takich jak ta) to nie miejsce, tylko stan umysłu! 🙂
Podczas sesji zdjęciowej zostajemy zaczepieni przez miejscowych. Dwaj dyzie w samochodzie chcą nas zabrać na imprezę, czy coś w tym stylu. Dziękujemy im grzecznie. Przy drugim najeździe robi się dziwnie. Aby uniknąć niepotrzebnych komplikacji spadamy chyłkiem do ośrodka. Nauczyliśmy się w Sulejowie jak postępować w takich sytuacjach. 🙂
W lokalu obok trwa wesele, czy jakaś inna duża impreza, słychać krzyki, samochody i łażących pod oknami ludzi. Tym samym noc upływa w niespokojnej atmosferze. Może to miejsce faktycznie nie jest takie fajne jak mi się wydawało…
Następny wpis
« Ținutul Secuiesc czyli Węgry na Rumunii »
Poprzedni wpis
« Magnetyczna siła VX’a »