IZI Meeting

Każdemu motocykliście, nawet jeżeli nie jest długodystansowym podróżnikiem, mogę polecić imprezę IZI Meeting.

Wszystko o tym spotkaniu i o tym kim był Izi znajdziecie na stronie www.izimeeting.com.

Na zlocie można poznać ciekawych ludzi, wysłuchać ich relacji z motocyklowych podróży i wziąć udział w ciekawych trasach przygotowanych przez organizatorów.

Naprawdę warto!

Z Trójmiasta wyjechaliśmy wcześnie rano. Nasza grupę tworzył zgrany zespół złożony ze mnie, Flinstera i Miśka.

Po drodze nie obyło się bez drobnych komplikacji. Dość intensywny deszcz (pogoda nas nie oszczędzała) zalał mi jedną z cewek zapłonowych. Na jednym cylindrze dojechałem do najbliższego zjazdu skąd po postawieniu diagnozy…

…przemieściliśmy się w bardziej przyjazne miejsce.

Akcja serwisowa zakończyła się sukcesem, niestety straciliśmy nieco czasu. Zysk z tego był taki, że pogoda nieco się poprawiła i przestało padać. Choć nadal było zimno to humory się polepszyły. 🙂

Jakby nie patrzeć do Zamku Grodziec mieliśmy kawał drogi. W końcu szczęśliwie wylądowaliśmy na miejscu. Jeszcze małe zakupy…

…parkowanie (trzeba przyznać, że VX’y wyglądały dość egzotycznie wśród tych wszystkich enduro)…

…i jesteśmy na zlocie! Przybyłych wita ekipa IZI Meeting. 🙂

Zamek…

…jak i pokoje gościnne zrobiły na nas  spore wrażenie. 🙂

Zaczyna się impreza. 🙂

Było wesoło. Oszczędzaliśmy jednak siły, bo na następny dzień zaplanowano ciekawe wycieczki, a my mieliśmy zamiar w nich uczestniczyć. 🙂

W zależności od preferencji można było wziąć udział w trasach off-road lub on-road. Chłopaki wybrały lżejszy off, ja postanawiłem trzymać się asfaltu. Wycieczka była udana. Niestety nie pamiętam dokładnie drogi, gdyby nie to śmiało bym ją polecił! 🙂

Późnym popołudniem spotkaliśmy się na zamku. Flinster dokonał inspekcji swojego VX’a. Coś tam mu poszło na tym off’ie i w chłodnicy zaczęła robić się Coca-Cola (pewnie właśnie w ten sposób ją produkują). 🙂

Potem okazało się, że to nie wina off’u tylko wywalonego uszczelniacza w pompie wody. Mimo to na powrocie VX dzielnie jechał dalej, choć co jakiś czas trzeba było uzupełnić płyn w układzie chłodzenia.

Poranne śniadanie zakończyło imprezę.

Zwinęliśmy manelę i w długą. Nuda szybkiego tranzytu ekspresówkami i autostradami skutecznie odbierała radość z jazdy.

Zmęczeni dotarliśmy w końcu do Trójmiasta.

Tak, czy inaczej byliśmy bardzo zadowoleni. Mimo, że więcej czasu spędziliśmy w drodze jak na zlocie to i tak było super, a ja i moje “enduro” zaliczyliśmy kolejną trasę. 🙂