Afrykański Miś zawinął się w piątek z samego rana. Pozostałe Stforki jeszcze trochę pospały, potem wstały, zeżarły śniadanie, pomarudziły i spakowały graty. W końcu ruszyły do miejscowości Dobrzyń nad Wisłą.
Po drodze Stforki odwiedziły Darka. Był i Wiesław, który mieszka nieopodal i akurat przejeżdżał, gdy ekipa gadała przed sklepem.
Stforkowi tak spodobało się jeżdżenie, że po dojechaniu na miejsce nie chciał zejść z motocykla!
Ośrodek u sympatycznej Pani Irenki to najlepsza meta w Dobrzynie! Na dzień dobry góra ciasta, a na dokładkę po dwa kotlety. Tym razem sztućce też były.
Zwiedzanie objęło eksplorację okolicznej plaży oraz odwiedzenie zapory we Włocławku. Plaża całkiem spoko, a tama taka sobie – nic szczególnego.
Wyjazd nieubłaganie zbliżał się do końca. Gribson niezadowolony – “I co – to już koniec?! PL wschodnia zaliczona, a zlot VX’a pod samym nosem. Gdzie ja nawinę te km’y w tym roku?”.
Ano koniec. Wszystko co dobre szybko mija. Nawet króliczkowi opadły wąsy. Nie pomagały środki rozweselające.
Podróż do domu była długa, nudna i wyczerpująca. Zmęczone Stforki rozważały nawet przesiadkę na tramwaj. W końcu jakoś całe i zdrowe dotarły do domu.
A w garażu czekało oczywiście wiaderko.
Króliczku, wąsy do góry! Jest pomysł, są chęci i ludzie. To może oznaczać tylko jedno – kolejna wyprawa tuż tuż.
Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!
« O trzech Stforkach na motorkach – granica wschodnia kraju mitycznej ruiny – część 1 »