Zakręty, rakija i klimat PRL’u

Dzień #3, niedziela, 17:30

Startujemy z Kraljeva. Już przed odjazdem wiedzieliśmy z mapy, że będzie trochę ciekawiej, jeśli chodzi o winkle. Jednak zmęczenie na tyle dawało się we znaki, że entuzjazm wisiał na poziomie podnóżków…

Nagle bum! Góry! Zakręty! Frajda z jazdy!
Griba przodem, Yasiek, Czoper na końcu. Za nami Audi siedzi na ogonie, szykuje się do wyprzedzania. Przed nami jakaś rodzinna “pucha”. Griba ją łyknął. Patrzy – na środku głaz, co ma tyle w obwodzie, co rozgrzana tarcza hamulcowa jego DL’a. Omija! Wtedy Audi zaczyna wyprzedzać – Czopera, Yaśka i tę puchę przed nimi. Z przeciwka z za zakrętu wyskakuje auto. Pucha hamuje, bo ten głaz. Audi przyspiesza, bo ten z przeciwka. Yasiek i Czoper czujnie zawczasu po heblach! Audi jakimś cudem się chowa przed tym z przeciwka, a już za głazem. Pucha przed głazem wyhamowuje do zera! Omija głaz ujawniając go w końcu oczom Yaśka, a potem Czopera. Omijka i luz… A ten z Audi pewnie nawet nie wie, że ten głaz tam był i możliwe, że mu życie uratował 😉

Potem jazda była już bez przebojów. Mieliśmy jakieś 40 km zakrętów i gdzieś przed Novi Pazar chcieliśmy zatrzymać się na nocleg. Czoper zerwał się z łańcucha podniecony właściwą ilością zakrętów na kilometr bieżący. Wyprzedził chłopaków, pokazał “ja, ja – przód, przód” i tyle go widzieli. Wystrzelił do przodu jak z procy, zerwał się z łańcuszka… Co jakiś czas zwalniał tylko, by sprawdzić, czy chłopaki jeszcze jadą i znów znikał z pola widzenia. Frajdaaa! 🙂

Po tej przyjemnej jeździe zatrzymaliśmy się w miejscowości Raška, w pierwszym lepszym miejscu.

Griba: Mimo porannych komplikacji (blokada), z Vršac dojechaliśmy prawie do miasta Novi Pazar. Tym samym znaleźliśmy się całkiem blisko granicy z Czarnogórą. 😉

20 euro za noc w czystym miejscu, z łazienką, śniadaniem, za trzech… czemu nie. 🙂 Co z tego, że biło PRL’em po oczach? Nie żałowaliśmy wyboru! W “hotelowej”‘ stołówce spotkaliśmy miłego kolegę, który pracuje w okolicy i mówi po angielsku. Pomógł nam zamówić strawę, a potem spędziliśmy razem resztę wieczoru.

IMG_20160619_204857

Przy piwie, medykamencie Yaśka i, tu kolejny rarytas – rakija z domowej produkcji że śliwek, podobno pięcioletnia – pycha!

IMG_20160619_204824

Griba: Żarełko też było pierwsza klasa!

IMG_20160619_201315

Upiliśmy Gribę do tego stopnia, że nowego kolegę zaprosił do siebie na dwutygodniowe wakacje z zakwaterowaniem, bo ma wolny pokój. 🙂 Ciekawe, co na to jego Marta 😉

Griba: Fakt, że humor doskonały załapałem, ale moi kompani godnie dotrzymywali mi towarzystwa! Ozren – nasz kolega z baru – wydał mi się na tyle sympatyczny, że chętnie widziałbym go u nas w Gdyni. Mowa była o kilku dniach, a nie tygodniach. Pewnie Czoper czegoś tam nie dosłyszał upojony pięcioletnią rakiją! 😉

Jak się wydało, Griba pod wpływem procentów staje się nie tylko fanem, ale także znawcą piłki nożnej. No może pomijając momenty, gdy pytał o zasady gry. 😉

Griba: O co chodzi z tym cholernym “spalonym”?

Nie dał się ciągnąć za język, sam zagajał, żywo podtrzymywał rozmowę. 🙂

Griba: To się nazywa “dobra mina do złej gry” czy jakoś tak. 😉 Fajnie było i nawet ten mecz mi nie przeszkadzał, mimo że normalnie piłki nie cierpię!

Motocykle schowane pod dachem. Godzina 23.00. Koniec meczu, który leciał w tle. Idziemy w kimono.


Żałujemy, że nie zrobiliśmy zdjęcia instalacji wodnej w łazience – co za zmysł techniczny! Żeby włączyć zimną (!) wodę, trzeba było odkręcić dwa kurki. 🙂

Griba: Przynajmniej nie kapało z kranu. 😉


Następny wpis
« »
Poprzedni wpis
« »