Tłusty omlet, zimna woda i dwie granice

Dzień #4, poniedziałek, pobudka przed 8:00

Zeszliśmy na śniadanie. Poprzedniego wieczoru ustaliliśmy sobie śniadanie na ósmą, ale biorąc pod uwagę stan kolegi Griby, poprosiliśmy jednak na dziewiątą. No i niespodzianka – Griba bez kaca!

Griba: Nic dziwnego, że bez kaca. Z tego co pamiętam nie piłem, a tylko degustowałem. Jestem pewny, że spożyłem najmniej ze wszystkich obecnych! 😉 A to przypadkiem nie ja prosiłem o śniadanie na godzinę 9, biorąc pod uwagę ciężki stan moich kolegów?

Co jest najlepszym potwierdzeniem jakiej jakości alkohol kosztowaliśmy. 🙂

Griba: No niech będzie! Rakija była przednia, a Yasiowe wyroby jeszcze lepsze! Potwierdzili to Ozren i Pani z kuchnio-recepcji. 😉

Na śniadanie omlet z boczkiem! Tak tłusty, że spokojni byliśmy o zasób sił przez resztę dnia. Pakowanie, się zbieranie, wsiadamy, jedziemy… Sto metrów i… stop na stacji. Rozbieranie, tankowanie, ubieranie… Ech!

Griba: Na tym krótkim odcinku stał samochód serbskiej Policji. Pozdrowiłem i sympatyczny policjant mi odmachał, co wzbudziło zachwyt u Yaśka. 😉

Na koń! Przed nami Czarnogóra! Albania!

Dziś prowadzi Czoper. Wykazał się zmysłem wodzireja poprzedniego dnia, więc niech ma.

Griba: Od kiedy zaczęły się poważniejsze winkle Czoper coraz częściej prowadził, co chwila pobijając kolejne rekordy przyczepności. Sponsorem jego kolejnego wyjazdu spokojnie mogłaby zostać jakaś firma oponiarska! Griba i Yasiek czasami starali się dotrzymywać mu kroku, ale będąc bez szans szybko rezygnowali z tego pomysłu na rzecz majestatycznego i płynnego połykania kolejnych zakrętów w swoim własnym tempie. 😉

Przejechaliśmy przez Novi Pazar – nic fajnego. Za – znów zakręty 🙂 Piękno gór zwraca na siebie uwagę. W dole rzeka, wzdłuż której będziemy jechać, jak się potem okazało, przez resztę dnia.

Ruchu-ciachu, ładny widok – fotka  (42.934500,20.418800).

IMG_20160620_104208

W prawo, w lewo – granica z Czarnogórą. Przez pierwsze bramki przejechaliśmy, Yasiek chojrak – do drugich podjedzie bez kasku. Po czterystu metrach zatrzymywał się by założyć, po kolejnych dwustu ściągał, bo dojechaliśmy. 😉 Jakoś tak sobie dziwnie ułożyli w odległości. Przejazd bez problemu – jak wszędzie wcześniej tylko dowód osobisty i dowód rejestracyjny chcieli. Jeszcze tylko Yasiek zalał olej do machiny, bo się skończył, Griba tradycyjnie zmacał tarczę, Czoper podtruł się nikotyną i jechaliśmy dalej.

Czarnogóra dawała sporo przyjemności z jazdy. Dodatkowo Czoperowi udało się znaleźć świetny punkt z widokiem – idealny na pamiątkowe zdjęcie (42.844900,19.899100).

DSC07911

Yasiek bawił się w idealne ustawienie aparatu za pomocą śrubokręta wbijając go w ziemię. Zanim to potem rozmontował, Griba był już w pełnym rynsztunku i się nudził. “Zawrócę sobie tam!” powiedział wskazując na placyk za bramą jakiegoś zakładu. Jak szybko wjechał, tak szybko wyjechał, a idący za nim nowy kolega machał do niego w bardzo jednoznaczny sposób… Tego gościa Griba do Gdyni nie zaprosił. 😉

Griba: Ten sympatyczny (jak wszyscy tutaj) człowiek nie machał na mnie z wrogością, tylko pokazywał, gdzie należy jechać, żeby wrócić na główną drogę. 😉

45 km dalej zatrzymaliśmy się nad uroczym jeziorem w Plav. Obecność obowiązkowa – 42.595900,19.932500! Kąpiel zalecana, choć w czerwcu dość mocno ziębi – sprawdziliśmy. 😉 Czoper nawet salto strzelił wprawiając w zazdrość lokalnych nastolatków.

DSC00457

W drogę! Do granicy i celu naszej wyprawy – Albanii! Ledwo wsiedliśmy i już wyciągaliśmy dokumenty do kontroli. Jeszcze po stronie czarnogórskiej lekko zbłądziliśmy na drogę donikąd o szerokości idealnej dla dwóch kóz górskich idących za ręce, ale szybko wróciliśmy na właściwy tor. Yasiek znalazł też na granicy upragnione źródło górskiej wody. Napełniliśmy butelki i zaraz dostaliśmy dokumenty z powrotem. Pięćdziesiąt metrów dalej uśmiechały się do nas albańskie szlabany…


Następny wpis
« »
Poprzedni wpis
« »