Już najwyższa pora, żeby coś napisać o naszej ostatniej wyprawie. Miesiąc za miesiącem leci, a relacji jak nie było tak nie ma. 😛
Minęła jesień, nadeszła zima. To okres zupełnie niesprzyjający podróżom na dwóch kółkach. Ten czas Mordoru to dla mnie doskonały moment, żeby rozpocząć pisanie relacji z naszego ostatniego wyjazdu. Pijąc poranną kawę wracam do pięknych, odległych rejonów, które odwiedziliśmy pod koniec lata. Bałkany, bo o nich myślę, to miejsce bardzo nam bliskie. Gdyby nie istniało, należałoby je wymyślić.
Do Chorwacji jeździmy w zasadzie co roku od około 15 lat. Zazwyczaj urlop planowaliśmy na przełomie sierpnia i września, a naszym środkiem transportu był samochód. Jednak tym razem nasz wyjazd różnił się nieco od poprzednich, bo odbył się we wrześniu na motocyklach. Założenia wyprawy były dość proste: jedziemy kilka dni przez Polskę, Słowację, Węgry, Bośnie i Czarnogórę aby dotrzeć do Chorwacji, gdzie odpoczniemy na plaży.
W ciągu dwóch tygodni, na zupełnym luzie (no może nie licząc tranzytu), przejechaliśmy 4235 km przemieszczając się przez 6 krajów.
Etap I: Bośnia i Hercegowina oraz Czarnogóra
Polska – Slowacja – Węgry – północna część Chorwacji Slavonia to tranzyt, który musieliśmy pokonać aby rozpocząć właściwą część wyprawy.
Z Osijeka trasą 518 udaliśmy się w kierunku granicy z Bośnią. Dopiero tutaj tak skończyła się nuda autostrad i dróg szybkiego ruchu. Drogę na południe postanowiliśmy pokonać wschodnią stroną tego urokliwego państwa o kształcie serca. Wiele osób Bośnię i Hercegowinę kojarzy z wojną, która miała miejsce na tych rejonach w latach 90-tych. Być może stąd biorą się wyobrażenia, że jest to miejsce niebezpieczne i zaniedbane. Nic bardziej mylnego. To kraj pięknych krajobrazów, nieskażonej przyrody i przyjaznych ludzi, a także ciekawych dróg dla motocyklistów 🙂
Z trasy M18 biegnącej od granicy Chorwacko-Bośniackiej do Sarajewa, skręciliśmy na wschód i drogami M19 oraz M20 dotarliśmy na południe kraju, do miejscowości Foča. Trasa bardzo ciekawa, dużo winkli i ładnych widoków, ale i tak najpiękniejsze było jeszcze przed nami.
Naszym kolejnym przystankiem była Trsa, malutka wieś w górach położona bezpośrednio w rejonie Parku Narodowego Durmitor w Czarnogórze. Droga M18 z Foča do granicy z Czarnogórą i dalej wzdłuż rzeki Piva, aż do zjazdu na P14 do Trsa, to dla mnie jeden z najpiękniejszych odcinków naszej wyprawy. Może dlatego, że nie spodziewałam się takich widoków, a może po prostu ze względu, że jest tam tak pięknie, co chwilę zjeżdżałam na pobocze, żeby zrobić kolejne zdjęcie 🙂
Dzień zakończyliśmy noclegiem w „Eko-Selo” w Trsa. Można tam przenocować w małych dwuosobowych domkach i dobrze zjeść w barze należącym do ośrodka. Na uwagę zasługują okoliczne rejony, gdzie można znaleźć sporo ciekawych szutrowych i kamiennych dróg, które aż proszą się eksplorację. Skwapliwie wypróbowaliśmy kilka z nich. 🙂
Kolejnego dnia ruszyliśmy w kierunku Chorwacji. Nasza droga biegła przez Park Narodowy Durmitor. Jest to pasmo gór Dynarskich leżące między dolinami rzek Pivy i Tary. Pogoda była cudowna, a warunki do jazdy wymarzone.
Po całym dniu podróży przez Czarnogórę i kawałeczek Bośni (okolice miasta Trebinje) dotarliśmy do Chorwacji na „nasz” kemping „Pod Maslinom” w miejscowości Orašac. To tu zaplanowaliśmy sobie dłuższy odpoczynek, czyli miała być plaża, woda i słońce 🙂
Etap II: Chorwacja
Nasz pobyt w Chorwacji podzieliliśmy na dwie części. Pierwsze pięć dni spędziliśmy na południu Dalmacji na wspomnianym już kempingu „Pod Maslinom” w miejscowości Orašac. Plan był taki żeby nic nie robić, pływać, opalać się i pić piwo. Generalnie nuda! 🙂
W roli turystów wytrzymaliśmy całe dwa dni, co wydaje mi się i tak dość długo. Trzeciego dnia, kiedy tylko temperatura troszkę spadła, wybraliśmy się na wycieczkę po okolicy w poszukiwaniu szutrów. 🙂 Niestety nie ma ich tam za wiele bo Chorwaci to już w miarę bogaty kraj i stać ich na asfalt. 🙂
No, ale coś tam znaleźliśmy… 😛
Następnego dnia postanawiamy ruszyć dalej na północ. Na następny przystanek wybraliśmy zaprzyjaźniony kemping Camp Barinica zlokalizowany około 12 km za Primošten. Trasa z Orašac to jakieś 250 km, więc spokojnie do zrobienia w jeden dzień. Plan był dobry, ale jak zwykle wyszło zupełnie inaczej niż chcieliśmy. 🙂
Startując z Orašaca dostaliśmy ostrzeżenie, że na północy kraju pogoda jest bardzo nieciekawa i najlepiej tam nie jechać. Ponieważ byliśmy już spakowani, a poza tym jesteśmy ludźmi północy i żadnej pogody się nie boimy 😉 jednak wyruszyliśmy.
Z początku warunki były idealne, jednak już w okolicach Ploče aura się zmieniła – tak jakby nagle ktoś przełączył Słońce na ulewę. 🙁 Lało okrutnie, ale nie to mnie martwiło. Oprócz deszczu wiał bardzo silny wiatr. Na zakrętach miałam wrażenie, że wichura prostuje mi motocykl ze złożenia. 🙂 Kiedy do tego zobaczyłam latające gałęzie i samochód na barierkach, postanowiłam się zatrzymać i nie jechać ani kawałka dalej. Przystanek wypadł w Tučepi, gdzie udało nam się znaleźć kwaterę u przemiłej Chorwatki, która widząc moją desperację, zawołała „jedyne” 50 € za noc. Niestety nie było warunków żeby szukać czegoś tańszego, poza tym Tučepi to bardzo popularna miejscowość na Makarskiej więc i ceny (nawet we wrześniu) są odpowiednio wysokie.
Jak się później dowiedzieliśmy, załamanie pogody, które pokrzyżowało nasze plany, to cyklon Gracija. Wyrządził on ogromne szkody, szczególnie na północy Chorwacji. Tegoroczne lato było tutaj bardzo suche, a kraj zmagał się z pożarami. W niektórych rejonach deszczu nie było od ponad 5 miesięcy. Jak to często bywa, po tak długim okresie suszy należało się spodziewać silnych ulew, które wywołały ogromne szkody.
Następnego dnia po burzy zza chmur wyszło Słońce i doskonale wypoczęci (nocleg za 50 €) ruszyliśmy w dalszą drogę. Postanowiliśmy zmienić trochę naszą trasę do Priomošten i za Tučepi skręcić w drogę 512, która biegnie przez park Biokovo, a następnie kierować się do miejscowości Dabar.
Było warto! Widok na masyw Biokovo powalił nas na kolana!
Dabar to małą wioska nad jeziorem Peručko. Trafiliśmy tam kilkanaście lat temu (w 2002 r.) zupełnym przypadkiem, kiedy to ze znajomymi odkrywaliśmy Chorwację po raz pierwszy. Wtedy przy wjeździe do Dabaru przywitał nas znak ostrzegawczy z napisem „kraj asfalta” co znaczyło ni mniej, ni więcej tyle, że asfalt się skończył. 🙂 Teraz postanowiliśmy sprawdzić czy nadal go tam nie ma i jak widać na zdjęciu poniżej na nasze szczęście nadal go brak. 😉
Widok na Peručko jezero (43°50’22.0″N 16°33’24.5″E).
Dokąd dziś dojedziemy tymi szutrami? 😛
Po całodniowej wycieczce docieramy na kemping Barinica, gdzie mamy zamiar zostać parę dni i trochę pozwiedzać okolicę.
Jedną z atrakcji podczas pobytu w okolicach miasteczka Grebaštica był wypad nad jezioro Vransko. To największy zbiornik wodny w Chorwacji. Na okolicznym terenie znajdują się Park Przyrody i Rezerwat Ornitologiczny. Postanowiliśmy sprawdzić czy można go objechać motocyklami. Panowie strażnicy, których spotkaliśmy, nie wyrazili sprzeciwu, ani chęci zainkasowania kilkudziesięciu euro i trasa została zaliczona. 🙂
Droga okazała się świetna na „ciężkie enduro”, a widoki przepiękne… Niestety, niektóre rejony zostały zniszczone przez pożary, które miały tutaj miejsce w następstwie suszy spowodowanej upałami.
Kemping Barinica był naszym ostatnim miejscem dłuższego wypoczynku. Z okolic miejscowości Grebaštica rozpoczęliśmy nasz powrót do domu. Wracamy przez Bośnię, która żegna nas pięknymi widokami i ostatnimi okruchami dobrej pogody. Kolejne dni powrotu okazały się dość ciężkie, głównie ze względu na deszcz.
Jednak mówi się, że „Co nas nie zabije to nas wzmocni!”. Ta podróż na pewno zahartowała mnie i uodporniła na zmienne warunki pogodowe. Było Słońce, ulewne deszcze i wiatr o sile huraganu, zupełnie tak jak w życiu. Najważniejsze jest to, że przeżyliśmy to wszystko razem. 😉