Mieszanie z błotem

Błoto wciąga! Ta stara prawda ludowa w przypadku jazdy na motocyklu ma dwa oblicza. Pierwsze zupełnie bezpośrednie – tu każdy wie o co chodzi. Jeśli wjedziesz (zwłaszcza nieumiejętnie) ciężkim sprzętem w błoto to zapadniesz się nawet aż po sety! A gdy w końcu uda się uwolnić maszynę z potrzasku, to efekt będzie taki jak na zdjęciu poniżej. 😉

Drugie oblicze zabaw z błotem jest trudniejsze do wyjaśnienia. Komuś, kto nigdy nie próbował swoich sił na dużym motocyklu poza asfaltem i nie załapał bakcyla “enduro” trudno będzie zrozumieć, że na własne życzenie można pchać się ciężką maszyną w “teren”. Jednak to jest właśnie to coś, co niektórych z nas wciąga bardziej niż samo błoto, po którym zdarza się nam jechać. 😉

My, czyli motoSTFORKY, już dawno chcieliśmy zmierzyć się ze swoimi słabościami! W końcu nadarzyła się ku temu okazja! W ubiegłą niedzielę wzięliśmy udział w szkoleniu, którego misja brzmi: “Mieszamy z błotem”. Celem spotkania było pokazanie podstawowych technik jazdy na ciężkim motocyklu po drogach nieutwardzonych, w błocie, na piasku i szutrze. Zobaczcie zresztą sami jak wyglądał nasz trening.

Źródło: MotoPomocni.pl

Organizatorem wydarzenia jest kampania społeczna MotoPomocni.pl. Szkolenie poprowadził Pan Mariusz Tiahnybok, prezes stowarzyszenia MotoPomocni. Spotkanie zaczęło się od sporej garści teorii. Kursanci mogli zapoznać się z informacjami na temat przygotowania motocykla do jazdy poza asfaltem i optymalnej do pokonywania bezdroży pozycji za kierownicą.

Kolejnym etapem szkolenia była seria zajęć na placu manewrowym. Jazda wokół pachołków na stojąco z wykorzystaniem martwego ciągu i ćwiczenie równowagi oraz balansu to główne cele tej części spotkania.

Jeździliśmy i  ćwiczyliśmy tak długo, aż instruktor uznał, że czas wyruszyć w drogę! Pierwszym punktem programu był dojazd na tor motocrossowy. Już tutaj można było się odrobinkę sprawdzić, bo trasa przebiegała przez drogi o zróżnicowanym podłożu. Było trochę kolein, dziur i piachu, a nawet kilka kałuż z błotem.

Gdy dojechaliśmy na miejsce i zobaczyliśmy co nas czeka…

…to choć uśmiechaliśmy się do siebie, nasze morale mocno spadły!

Instruktor pokazał co i jak…

…i zaczęliśmy trening.

Ćwiczyliśmy na jednym z odcinków toru. Po zakończeniu tej części kursu, pojawiła się możliwość przejechania całego kółka z której skwapliwie skorzystałem.

Źródło: MotoPomocni.pl

Na początku gleby “sypały się jak z rękawa”. Zaskoczyły mnie stromizny, na których zawsze czułem się bardzo kiepsko.  Sprawę dodatkowo komplikowało błoto, którego po nocnych i porannych opadach deszczu było całkiem sporo. Nie poddawałem się jednak i po wysłuchaniu rad instruktora, za trzecim razem, udało mi się pokonać cały tor zaliczając “zaledwie” jedną wywrotkę. 😉

Z toru wróciliśmy do bazy w Sasinie, gdzie po kawie i regeneracyjnym posiłku, drogami gruntowymi ruszyliśmy w kierunku… niespodzianki!

Przed nami pojawiła się kolejna, dość ciężka do sforsowania przeszkoda. Jeszcze dziś czuję między zębami ziarenka piasku…

…ale warto było się trochę pomęczyć, bo dzięki temu my i nasze stalowe rumaki znaleźliśmy się na plaży!

Źródło: MotoPomocni.pl

Po oswojeniu się z podłożem zaczęła się prawdziwa frajda z jazdy!

Źródło: MotoPomocni.pl

Źródło: MotoPomocni.pl

Po plaży zaliczyliśmy jeszcze kilka fajnych, leśnych i polnych duktów, w tym przeprawę przez rów melioracyjny.

Źródło: MotoPomocni.pl

A na deser, dla chętnych, była kąpiel w błotku, której rezultat łatwo było przewidzieć. 😉

Szkolenie zakończyło się pod wieczór. Pełni wrażeń, nowych doświadczeń i z głowami pękającymi od przemyśleń nie mogliśmy długo zasnąć.

Czy było warto? Na pewno! Informacje praktyczne i ćwiczenia (choć muszę przyznać, że czuję w tym zakresie pewien niedosyt), możliwość pojeżdżenia po torze motocrossowym pod okiem instruktora, przejażdżka po plaży, no i możliwość spotkania się z innymi zapaleńcami błotnych kąpieli – po prostu bezcenna!

A to, że na czyszczeniu motocykla spędziłem cały kolejny dzień, pominę milczeniem. 😉