Poniedziałek, 13-07-2020
Trzeba przyznać, że nocleg na “kempingu” w okolicy Więcborka (a dokładnie Zabartowa) przypadł nam do gustu. Spało się dobrze i nikt nam nie przeszkadzał, a nawet spotkaliśmy sympatyczną rodzinkę w kamperze, która tak jak i my spędzała tutaj noc “na dziko”. 😉
Wstaliśmy wypoczęci. Choć było dość rześko Cesar zażył porannej kąpieli. Twardziel!
Po zwinięciu gratów…
…zjedliśmy śniadanie i pożartowaliśmy co nieco.
A potem ruszyliśmy przed siebie.
Dziś postanawiamy zluzować cugle. Tak się składa, że Wasyl w okolicy Czerska ma domek. Początkowo wydawało się, że najszybciej dotrzemy w jego okolice dziś wieczorem, a może nawet i dopiero we wtorek. A że pogoda dopisała i jak na razie TET to fajna, ale trochę pitu-pitu traska, to jesteśmy w okolicy miejscówki już dzisiaj.
Postanawiamy spędzić noc na domku. Dzięki temu będziemy mieli okazje pokręcić się co nieco po Borach Tucholskich.
Z Więcborka dość szybko docieramy TET’em do miejscowości Gołąb. Polne drogi, trochę lasu, jakieś szybkie szutry.
Po dojechaniu do celu odpalamy OsmAnd’a i robi się jeszcze ciekawiej. Piach, głębszy piach, kopny piach. Lecimy przez piękne Bory Tucholskie i jest elegancko, a robota idzie… gładko. 😉
Wszystko cacy, ale na domku, gdy zrzucamy graty, okazuje się, że Wasylowy multitool chyba został na poprzednim noclegu. Szybka kawa i zapada decyzja. Postanawiamy wrócić asfaltem do Zabartowa, na miejsce noclegu, żeby poszukać cennej zguby.
Niestety, na miejscu mimo gorliwych starań, nie udaje nam się odszukać cennego narzędzia. 🙁 Co robić. Straty muszą być, byle nie w ludziach. BTW – Kilka dni później okazało się, że multitool zaplątał się w rzeczach i jechał sobie dalej z nami. Taka sytuacja. 🙂
Po nieudanych poszukiwaniach znów jesteśmy w Więcborku. Oogarniamy posiłek regeneracyjny (Oczywiście pizza!) i zwijamy się na bazę. Od miejscowości Gołąb kontynuujemy TET’a, aż do wysokości Czerska i stamtąd wracamy na domek.
Robiąc zakupy poznajemy sympatycznego motocyklistę z synkiem. Mały jest zafascynowany naszymi maszynami. Jego tata jeździ na czymś innym, ma ścigacza.
Na miejscu kąpiel w jeziorze, a potem ognicho przy którym następuje podsumowanie naszych dotychczasowych osiągnięć. Nie zabrakło dyskusji o kostce w bieżniku i ciężkim przodzie DL’a. Cesar fachowo wyjaśnił kwestie związane z wysokością zawieszenia. Było też o znaczeniu prześwitu i hydraulice całego układu. Takie tam. 😉
Jest grubo po północy. Snujemy plany na jutrzejszy dzień. Najwyższa pora kłaść się spać. 🙂