Szybki tranzyt na D.L.G.B.T. i powrót wschodnią ścianą

Tak szybki jak krótka będzie ta relacja był nasz przejazd na spotkanie → D.LG.B.T. (na którym byliśmy kilkanaście dni temu) i powrót z niego do Trójmiasta. Szybki nie oznacza jednak, że nudny i pozbawiony atrakcji!

Podróż na Zamojszczyznę zaczęliśmy w czwartek. Miało być rano i miało być lajtowo. Rano, żeby w miarę szybko wybić się z Trójmiasta i dotrzeć na sensowną godzinę do Tczewa, gdzie umówiliśmy się z Mikołajem. A lajtowo, bo dopiero co poskładałem sprzęgło w Transalpie i wiadomo, że pierwsze ileś tam kilometrów lepiej byłoby nie przeciążać nowych podzespołów. 🙂

Wyszło jak zawsze, czyli wyjechaliśmy “trochę” później niż planowaliśmy. Zaraz za pierwszym skrzyżowaniem okazało się, że Trójmiasto stoi bo coś się wydarzyło na obwodnicy i miasto jest kompletnie zakorkowane!

Próbując trochę objechać to zamieszanie, gdzieś na wysokości Orłowa wpieprzyliśmy się w jakiś leśny dukt, który zamiast wyprowadzić nas na asfalt w Sopocie niespodziewanie zawiódł nas na sam środek Adventure Park!

Koleiny trochę błota, no ok, to dla nas nic nowego. Ale gdy dojechaliśmy do miejsca, gdzie spora grupka dzieci spędzała czas na grach i zabawach, a dalszy przejazd jak nic oznaczałby, że musimy to wesołe towarzystwo rozgonić na cztery strony świata, postanowiliśmy zawrócić. I w ten oto genialny sposób straciliśmy z pół godziny cennego czasu, a może nawet i więcej. Do tego mój wewnętrzny spokój zaburzyły nachalne myśli na temat nowych tarcz sprzęgłowych i przekładek, które zamiast ładnie i powoli się docierać od razu dostały ostro w palnik podczas tego fantastycznego objazdu. W innych okolicznościach trasę uznałbym za całkiem udane odkrycie, ale nie dziś! Do tego wszystkiego zaczęło coraz bardziej przygrzewać, a w zasadzie z nieba zaczynał lać się żar!

Koniec końców udało nam się dotrzeć do Gdańska, co nie było łatwe biorąc pod uwagę korki i kierowców, którzy całkiem przypadkiem stawali tak, że z bocznymi torbami ni jak nie szło przeskoczyć na początek kolumny pojazdów. Pakowanie w sakwy ma wiele zalet podczas jazdy w offie ale niestety nie sprawdza się podczas ruchu w zatłoczonym mieście.

W końcu mijamy Gdańsk i do Tczewa docieramy malowniczą drogą przez Przejazdowo, Wiślinę i Grabowo (dzięki Robson za wskazanie tej trasy). Tutaj ugoszczeni w miłym towarzystwie przepyszną kawą u Mikołaja możemy po nabraniu sił ruszać dalej w trasę.

W końcu razem, ale jeszcze nie w komplecie!

My ruszyliśmy, umówmy się, że było to rano, a goni nas Wasyl, który mógł wystartować dopiero po 16, gdy skończył pracę.

Udaje nam się spotkać w Pułtusku, gdzie ogarnęliśmy elegancki nocleg.

Następnego dnia, czyli w czwartek, już w pełnym składzie kontynuujemy naszą podróż na D.L.G.B.T.

Czasu mamy sporo, zatem w okolicach Siedlec zaczynamy kombinować trasę offem. Najpierw trochę na pałę wychodzi coś tam z OsmAnda, chwilę potem wskakujemy na TET, bo kierunek jak najbardziej nam pasuje.

Nawet jakieś atrakcje się zdarzają. Na jednym z odcinków specjalnych prawie udaje mi się utopić V-Strom’a w błocie, czyli jest dobrze!

A i nie tylko błoto było na naszym szlaku. Te niebieskie kwiatuszki rosły tak gęsto i tyle ich było, że w pierwszej chwili pomyśleliśmy, że zbliżamy się do jeziora!

Nudy nie ma. To pewne kiedy taki team jest razem w trasie!

I tak offem docieramy w okolice Lubartowa, gdzie wypada nam zjeść pizzę, bo dzień bez pizzy byłby przecież dniem straconym. 🙂

Na wieczór jesteśmy na miejscu, czyli w miejscowości Kryniczki. Co było, i co się działo podczas D.L.G.B.T. przeczytacie → tutaj.

Koniec spotkania na Zamojszczyźnie oznacza również koniec naszej wspólnej podróży, bo powrót każdemu wypadł inaczej.

Wasyl musi spadać do Krakowa.

Miki wraca do Tczewa.

A my, motoSTFORKY mamy czas do środy. To oznacza, że nie musimy się spieszyć i możemy się trochę powłóczyć zanim wrócimy do domu.

Trasę wytyczamy na pałę kierując się na północny wschód i co by nie mówić wychodzi nam to całkiem nieźle! Trochę bocznego asfaltu, trochę szutru, jakiś skrót przez las. Kilometry lecą i cały czas coś się dzieje.

Tego dnia na wieczór lądujemy w całkiem przyjemnym ośrodku wypoczynkowym → “Relaks – Perła Serpelic” w Serpelicach. Bardzo fajne, czyste i przytulne domki, a na dodatek motocykl można zaparkować zaraz obok wejścia. 😉

Wtorek! Kolejny dzień na powrocie zaczynamy od lepszego startu niż poprzedniego dnia. Wczoraj trochę za długo marudziliśmy i zanim ruszyliśmy w trasę zrobiło się grubo po 12! A dziś o 10 już gotowi do drogi!

Tego dnia również intuicja i podkłady z OsmAnd’a wytyczają nasz szlak. Sięgamy też po nasze stare, sprawdzone tracki z → poprzednich podróży po wschodnich rubieżach kraju. Jest dobrze!

Odwiedzamy w Krynkach kultowe dla nas miejsce, czyli → Gospodę pod Modrzewiem, gdzie można zregenerować siły po trudach podróży i smacznie zjeść.

Improwizacja podczas trasy pozwala od czasu do czasu znaleźć jakiś klimatyczny skrót. 😉

I tym razem nie mogło zabraknąć zdjęcia w miejscowości, której nazwa dość mocno zapadła nam w pamięć już poprzednim razem, gdy tędy przejeżdżaliśmy. Zgadnijcie dlaczego? 🙂

Na wieczór zjeżdżamy do → Bazy Motocyklowej Malesowizna. Świetne miejsce w którym pierwszy raz byłem w zeszłym roku o czym można przeczytać → tutaj.

Na Malesowiźnie jak zawsze jest super. Postanawiamy zostać tutaj dwie noce. Michał, który prowadzi bazę ze swoją żoną Joasią organizuje również imprezę ENDURO SUWALSZCZYZNA. Otrzymujemy track z ostatniej, tegorocznej edycji, która miała miejsce w maju i we wtorek objeżdżamy trasę. Widoki niesamowite!

Na bazie poznajemy dwuosobową ekipę – Krzyśka i Michała, którzy tak jak my włóczą się po Podlasiu. Co ciekawe korzystają z naszych → motoSTFORKOWYCH track’ów, a żeby było jeszcze ciekawiej, to Krzysiek jest z Tokar. Okazuje się, że nie raz przejeżdżałem koło jego domu jadąc do pracy!

Czas tak szybko płynie… To już środa! Trzeba wracać do domu. Jeszcze pożegnalne zdjęcie z Michałem – właścicielem i gospodarzem Bazy Motocyklowej Malesowizna oraz naszymi motocyklowymi kolegami i możemy ruszać.

Na naszym powrocie prawie sam asfalt bo czas nas goni. Ale nie! I tego dnia udaje się co nieco ugrać i jest trochę offa!

Końcówka to jak zwykle nudne S7, ale dzięki temu docieramy sprawnie i szybko do naszego garażu.

A na koniec kompilacja filmów z naszej trasy powrotnej po wschodnich rubieżach i z przejazdu tracki’em ENDURO SUWALSZCZYZNA. Miłego oglądania! 🙂

I to by było na tyle! 😉