MazOFF 2021

Nie zdążyłem jeszcze zebrać myśli, żeby coś naskrobać o naszej sierpniowej wyprawie, którą mam zamiar zatytułować “TET’em do i przez CRO” (aktualizacja – jest już gotowa → tutaj).

Ale zanim zbiorę się, żeby opisać nasz ostatni trip chciałbym podzielić się wrażeniami i opowiedzieć co nieco o… MazOFF 2021!

Ale może od początku. Ten rok jest wyjątkowy. Wyjątkowy jeśli chodzi o spotkania biwakoffowej ekipy! Dzięki MazOFF trzeci raz w tym roku mieliśmy okazję wspólnie razem poimprezować i konkretnie pojeździć w terenie!

Co to jest ta biwakoffowa ekipa? Kto wchodzi w jej skład? Definicja jest prosta. To zbieranina zapaleńców ze wszystkich stron Polski, zwanych też Burżuazją Terenu, którzy na hasło “ciężki off na ciężkim enduro” są wstanie porzucić wszystkie obowiązki i jechać 600 albo i więcej kilometrów, żeby razem wyruszyć w trasę.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu właśnie od → BiwakOFF. To zasługa Susznego i Perlika, którzy postanowili pokazać, że da się zorganizować wspólne jeżdżenie w offie na ciężkich motocyklach bez zbędnego gadania, niepotrzebnego szumu, wpisowego i niezdrowej rywalizacji na trasie. W tym roku odbyła się piąta edycja spotkania, która z pewnością zapadła w pamięci uczestników m. in. dzięki atrakcjom takim jak niesamowite, urokliwe wąwozy do których można było dotrzeć pokonując strome, wymagające podjazdy i usłane kamieniami koryta wyschniętych strumieni.

Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że tegoroczne, nowe imprezy, które mam nadzieję zagoszczą na stałe w naszym offroadowym kalendarzu, to pokłosie BiwakOFF. Właśnie podczas tego spotkania nawiązały się trwające do dzisiaj znajomości oraz przyjaźnie, które zaowocowały wspólnym jeżdżeniem w offie.

Za nami pierwsza edycja → D.L.G.B.T (dla wtajemniczonych PavsonOFF) z fantastycznymi, pełnymi odcinków technicznych i kolein drogami Zamojszczyzny.

A niespełna tydzień temu, w ostatni weekend sierpnia, mieliśmy przyjemność uczestniczyć w zorganizowanym przez Konra_dzika i Bartka spotkaniu MazOFF 2021.

Organizatorzy byli trochę zestresowani, bo pierwszy raz mierzyli się z takim przedsięwzięciem. Mimo obaw wszystko idealnie się udało!

Trasa była doskonale przygotowana na ciężkie motocykle i na takich maszynach stawiła się zdecydowana większość uczestników.

Track kluczył przez pola, łąki i lasy, biegł przez różne rejony Mazowsza pozwalając nam zapoznać się z urokami tego rejonu Polski, a głębokie błoto i kałuże, sięgające czasami po ośki, dodatkowo urozmaiciły nam przejazd.

To zasługa pogody, która sprzyjała przedsięwzięciu. Kilku dniowe opady zapewniły odpowiednią strukturę podłoża dającą dodatkową frajdę uczestnikom, uatrakcyjniając i tak już ciekawy track. Co prawda trochę deszczu spadło także w trakcie przejazdu, ale na szczęście były to przelotne opady, które nie były w stanie ostudzić zapału do jazdy.

Nudy nie było! Potwierdziło się to co zawsze. Każdy team organizujący  spotkanie trzyma poziom, trasy są zawsze świetnie przygotowane, a wszyscy uczestnicy przejazdu zadowoleni po powrocie do bazy.

Do tej pory Mazowsze było na naszej mapie białą plamą, a teraz będzie nam się kojarzyć z tym co widzieliśmy pokonując trasę przygotowaną przez  Konra_dzika i Bartka.

Zobaczmy co do powiedzenia na temat spotkania ma jeden z jego organizatorów. Oddajmy głos Bartkowi.

W dniach 27-29 sierpnia odbyła się pierwsza impreza miłośników jazdy off-road na ciężkich motocyklach klasy “enduro adventure” o nazwie MazOFF 2021. Pomysł na zorganizowanie tego typu spotkania był wzorowany na okrzykniętej mianem kultowej imprezie BiwakOFF.

Wraz z Konradem miałem przyjemność od samego początku brać udział w organizacji tego wydarzenia. Rezultatem było zameldowanie się ponad 20 uczestników z całej Polski w małej miejscowości Śniadówko położonej na Mazowszu nad rzeką Wkrą.

Piątek był dniem powitalnym, rozstawianiem biwaku oraz rozpoczynającym “integrację” uczestników. Mimo zmęczenia niektórych biwakoffowiczów… 😜 w sobotę na linii startu stanęli wszyscy. Poranek był pochmurny ale na szczęście opady pojawiły się dopiero w połowie dnia. Nie mniej jednak poprzednie kilka dni deszczowej aury diametralnie zmieniło warunki panujące na trasie i wiele odcinków przekształciło się w śliskie sadzawki.

Start na trasę, wytyczaną i objeżdżaną w celu sprawdzenia prawie od pół roku, przypadł około godziny 10:30. Niestety pech, który prześladuje mnie od jakiegoś czasu, nie opuścił mnie również podczas MazOFF i po około 10 km złapałem gumę w tylnym kole. To już trzecia taka niespodzianka w przeciągu półtora miesiąca! 😠 Szybkie ustalenia z Konradem i zawracam do bazy, a on eskortuje grupę sam. Nie mogłem sobie wyobrazić, że tyle przygotowań i nie doprowadzimy wspólnie uczestników do mety. Na poboczu research w celu znalezienia najbliższej w okolicy wulkanizacji i mam adres. Niestety pierwszy zakład odmówił, właściciel był baaardzo zapracowany i nie miał czasu, bo strugał sobie patyczek na ławce… 😆

Kolejny adres, następne kilometry na “flaku” i tym razem znów odmowa bo “Wszyscy chcą na już, a w sobotę mamy mniejszą obsadę”.  W akcie desperacji rzucam w odpowiedzi: “Dobra, daj Pan tę podstawkę pod wahacz, sam sobie zdejmę koło i będzie szybciej”. I tu zaskoczenie, słyszę: “Dobra, to robimy”.

Dwadzieścia minut później już zakładałem koło, a po około 40 minutach jestem znów na trasie. Pominięcie kilkunastu kilometrów  trasy dało mi szansę spotkać się z grupą. Resztę tracka, do obiadu pokonaliśmy już wspólnie. Niestety tuż przed dojazdem do “Karczmy pod Strzechą” rozpadało się na dobre i nic nie wskazywało, że za chwilę przestanie.

Jak to bywa w tego typu miejscach, obiad był obfity i pyszny. Myśl o ponownym siadaniu na mokre siedzenie motocykla w strugach deszczu, nie napawała optymizmem. Jednak mając w głowie hasło rzucone gdzieś za stołem: “Dobra, jedziemy, trasa sama się nie przeleci” 😆 założyliśmy przeciwdeszczówki, czy co tam kto miał i zostawiając suche wnętrze restauracji za sobą ruszyliśmy w dalszą podróż.

Intensywnie padający deszcz zamienił naszą trasę w odcinek specjalny rodem z rajdu “Camel Trophy”. Aura jednak nas oszczędziła i już po godzinie oraz odpowiednim namięknięciu ubrań przestało lać.

Trasa stała się trudniejsza (miejscami śliska od błota), ale nie zabrakło również odcinków suchych, gdzie można było odkręcić trochę bardziej.

Dzień się kończył, słońce powoli zachodziło, a my zbliżaliśmy się do końca tracka, a zarazem naszego miejsca biwakowego. Kiedy dotarliśmy na miejsce, w nogach i rękach mieliśmy ponad 110 km jazdy off-road, na stojąco, często walcząc z motocyklami ważącymi ponad 220 kg (to przeciętna waga naszych maszyn “na sucho”). Zmęczeni ale szczęśliwi zaparkowaliśmy motocykle (choć lepszym określeniem byłoby chyba “świnki” 😂) obok namiotów. To był moment kiedy można było wreszcie zdjąć przemoczone, a zarazem częściowo przeschnięte ciuchy, ogarnąć się trochę, a potem przystąpić do dalszej części integrowania się… 🍻

Wieczorne opowieści o przygodach na trasie nie miały końca, a poziom upojenia był wprost proporcjonalny do dramatyzmu przytaczanych historii… 😜

Noc jednak nie dała za wygraną i odebrała co jej, agregat prychnął znacząco gdy ostatnie krople benzyny spłynęły do gaźnika. Zapadła cisza i mrok. To był znak, żeby posłusznie rozejść się do namiotów. Temperatura nad ranem spadła do około 10°C więc biwakoffowicze, którzy zabrali cienkie śpiwory, mieli przymusową pobudkę i szukanie po omacku ciepłych ciuchów w namiotach.

Poranek przywitał nas mgłami i promieniami słońca nieśmiało przedzierającymi się zza drzew. Śniadanie upłynęło pod znakiem wspomnień dnia poprzedniego i planowaniu kolejnych takich imprez. Nieuchronnie nadszedł czas powrotu i pożegnań. Uśmiechy i uznanie wszystkich uczestników utwierdziły nas w przekonaniu, że UDAŁO SIĘ! Zdaliśmy egzamin i na pewno będziemy organizować MazOFF również za rok!

BARDZO DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA PRZYBYCIE I SUPER ATMOSFERĘ… I KONRADOWI, ZA POŚWIĘCENIE PRZYGOTOWUJĄC IMPREZĘ.

Na koniec dodam jeszcze, że dla mnie i Marty MazOFF to była swego rodzaju wisienka na torcie. Bardzo zależało nam na tym, żeby uczestniczyć w spotkaniu i tak zaplanowaliśmy nasz wyjazd na Bałkany, żeby zakończyć go właśnie na MazOFF. 🙂

Pierwszy raz chyba wracałem z Chorwacji do Polski nie smucąc się, że zostawiam za sobą cudowny Adriatyk. To dlatego, że jechałem spotkać się z fantastyczną ekipą, a na dodatek czekały na nas kolejne, offroadowe atrakcje na najwyższym poziomie.

Co będzie dalej? Przed nami – jak wszystko dobrze pójdzie – wkrótce kolejne wydarzenie. Zespół → KaszubyOFF już działa! 🙂