motoMajówka za jeden uśmiech

Czy można przygotować offroadową wycieczkę dla grupy ADV niczego w zamian nie oczekując i dobrze się przy tym bawić? Jeśli chcecie znać odpowiedź na to pytanie to czytajcie dalej! 😉

Wspólna, majówkowa, offroadowa włóczęga to pomysł, na który kilka tygodni przed długim weekendem wpadła Marta.

Projekt miał być skierowany do tych, którzy lubią podróżować na motocyklu ADV, obozować na łonie natury oraz spać w namiocie lub pod gołym niebem, a przede wszystkim tak jak my uważają, że prawdziwa przygoda zaczyna się tam, gdzie kończy się asfalt. 😉

Luźny plan zakładał jazdę bez napinania się. To oczywiste, bo przecież ten kto nas zna wie, że nie musimy nic udowadniać, ani ustanawiać rekordów przejechanych kilometrów.

Szybko podchwyciłem i ubrałem pomysł Marty w słowa, a następnie uruchomiłem na naszym blogu formularz rejestracyjny. Mimo, że do majówki było jeszcze trochę czasu, lista zaczęła się szybko zapełniać. Ostatecznie znalazło się na niej aż czternaście osób!

Jak to miało wszystko wyglądać? Założyliśmy, że w ciągu trzech dni będziemy przemieszczać się opracowanymi przeze mnie śladami, które miały poprowadzić nas nikomu nieznanymi ścieżkami, drogami polnymi, gruntowymi i leśnymi (gminnymi i wydzielonymi z obszarów LP) w kierunku, który do końca miał pozostać dla pozostałych uczestników niespodzianką. 🙂

Dla nas motoMajówka zaczęła się w piątek, po pracy. Wyruszyliśmy z Trójmiasta zatłoczonymi ulicami w kierunku Bojana, gdzie byliśmy umówieni z Piotrem i Pawłem.

Stamtąd ruszamy wymyśloną przeze mnie dojazdówką, trzymając się bocznych dróg i nie unikając offa, na pierwszy nocleg, który zaplanowaliśmy w urokliwym miejscu nad Jeziorem Raduńskim.

Marta wyszukała polanę z plażą i pomostem, miejscem na ognisko oraz wiatą. Co tu dużo pisać – miejsce po prostu lux! 🙂

Słońce powoli chyli się ku zachodowi, ale jeszcze nie wszyscy uczestnicy są na miejscu.

Zanim nastanie noc, dołączą do nas Irek, Rafał i Miki.

Ognisko to czas na wieczorne rozmowy o wojażach na dwóch kołach i wszystkim co się z tym wiąże.

Sobotni ranek rozpoczynamy od śniadania, bo przecież trzeba nabrać sił przed trasą, która biegnie w zdecydowanej większości offem…

…i porannej gimnastyki, którą poprowadzi Miki. A może to nie była gimnastyka? Nie pamiętam już… 😉

W międzyczasie docierają kolejni uczestnicy – Danny i Krzysiek. Niestety Michał i Agata, którzy też mieli pojawić się w sobotę rano, dają znać, że muszą zrezygnować z wyjazdu.

Krótka odprawa przed trasą rozpoczyna właściwą część motoMajówki na którą wszyscy czekaliśmy. Ruszamy!

Pierwszy punkt programu dzisiejszego dnia to spotkanie z Cesarem, prezesem ADV 3City. Track przebiega akurat obok jego działki i nadarza się okazja, żeby wpaść po drodze i zamienić kilka słów.

W międzyczasie dołącza do nas kolejny uczestnik ze swoim motocyklem. To Wacław i jego Cagiva Elephant, którą przywiózł do Cesara na przyczepce. Niestety Wacław będzie mógł spędzić z nami tylko dzisiejszy dzień. Tym bardziej miło, że postanowił specjalnie dojechać, aby się z nami nieco powłóczyć po bezdrożach.

Początkowo prowadzę całą ekipę, później jednak dzielimy się na grupy. Nie ma z tym problemu, bo każdy uczestnik otrzymał rano plik GPX z trasą. 🙂

Co jakiś czas zatrzymujemy się i jest chwila, żeby zrobić wspólne zdjęcie…

…odpocząć i pogadać.

Tego dnia nie brakowało przygód! W tym samym czasie i miejscu Piotr oraz Wacław łapią kapcie w tylnych oponach! Naprawa dętki w trasie nie zawsze jest łatwa, ale na szczęście rąk do pomocy i narzędzi było pod dostatkiem!

Gdy dzień zbliża się ku końcowi, cała ekipa spotyka się na wspólny posiłek.

A że jak powszechnie wiadomo, dzień bez pizzy to dzień stracony, właśnie to danie zazwyczaj króluje podczas naszych wojaży.

Po zaspokojeniu głodu i zrobieniu zakupów kierujemy się na kolejną noclegową miejscówkę. Ten wieczór spędzimy koło miasteczka Białogard na pięknej plaży nad jeziorem.

To znów zasługa Marty, bo to ona znalazła to miejsce, które jest po prostu fantastyczne!

Gdy zapada zmierzch, robi się coraz bardziej klimatycznie!

Przy ognisku…

…przychodzi czas na podsumowanie pierwszego dnia majówkowej motowłóczęgi.

Gdy obozowisko zapada w sen, z Trójmiasta dociera następny uczestnik spotkania. Około trzeciej w nocy na miejscu meldują się Jędrzej na swoim wiernym Transalpie. 😉

W niedzielę rano zwijamy się, a przenikliwy, zimny wiatr uprzykrza nam życie i wszystko idzie dość powoli.

Może właśnie dlatego zabrakło nam zaledwie pięciu minut, żeby zwiedzić pobliskie Muzeum Zimnej Wojny. Niestety, gdy podjechaliśmy okazało się, że zwiedzanie już się rozpoczęło, a my nie mamy czasu czekać około godziny na kolejne wejście do kompleksu schronów. Tym razem musiało wystarczyć pamiątkowe zdjęcie.

Dzisiejsze kilometry idą gładko. Widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Od czasu do czasu robimy dłuższą przerwę na kawę i relaks.

Pojawiło się słońce, wiatr się uspokoił. Pogoda nam sprzyja, a humory dopisują!

W Tucznie zatrzymujemy się na obiad w sprawdzonym miejscu, którym jest → Wrzosowy Zakątek.

Tutaj jako ostatni do motoMajówkowej ekipy dołącza Flinster na RD04.

Ostatni nocleg zaplanowaliśmy nieopodal Wałcza, w miejscowości Szwecja u sympatycznego → Pana Gienka. Pole namiotowe jest bardzo dobrze utrzymane, ładna trawka, wiaty i miejsce na ognisko. Nie ma problemu z łazienką, jest też ogólnodostępna kuchnia.

Miejsce upodobały sobie również opono-łabędzie. 😉

Podobno niektórzy z uczestników byli przez nie atakowani w nocy, ale nie zdziwiłbym się gdyby owe dramatyczne historie były ubocznym skutkiem zażywania przy ognisku środków rozweselająco-rozgrzewających.

A środki trzeba było przyjmować, bo temperatura koło północy spada do zera, a później jest już nawet na minusie!

Na motocyklach lśni cieniutka warstwa lodu.

Boimy się czekać co będzie dalej i kładziemy się spać do ciepłych śpiworów, myśląc tylko o tym, żeby w nocy nie było trzeba wstawać za potrzebą.

Poniedziałek to ostatni dzień motoMajówki. Czas ruszać w kierunku domu!

Dwie atrakcje na początku tego dnia to baza rakietowa wojsk radzieckich…

…i uszkodzony most kolejowy na Rzece Gwdzie.

A zaraz potem zaczęły się nasze piękne Kaszuby. Kurzyło się jak diabli!

Koniec motoMajówki zaplanowaliśmy w Kościerzynie. No i musiała być pizza, a to oznacza, że wylądowaliśmy w → Pizza Furgon!

I to już wszystko – motoMajówka za nami. Było dość intensywnie, bo na koła nawinęliśmy ponad 700 km! Ekipa okazała się niezwykle zgrana! Sprawnie przemierzała bezdroża, na postojach spędzała czas w miłej atmosferze, a wieczorem zgodnie imprezowała przy ogniskach. Wszyscy wrócili zadowoleni i wydaje się, że nikt nie był rozczarowany tym co przeżył podczas tych trzech dni. I wiecie co? Podoba nam się taka wspólna motocyklowa włóczęga, bo super jest robić coś dla i razem z innymi, którzy lubią to samo co my.

Autor: Krzych B

Kto wie, może za jakiś czas znów wyruszymy razem w podróż za jeden uśmiech? A co Wy o tym wszystkim sądzicie? Koniecznie dajcie nam znać. 😉

 

Jeden komentarz do “motoMajówka za jeden uśmiech”

  1. Griba i Marta, jazda z Wami to piękna wyprawa i olbrzymia przyjemność. Trasy, które planujecie pachną przygodą. 🙂
    Zgrana ekipa, brak spinki, wyrozumiałość dla uczestników i zawsze pomocna dłoń sprawiają, że każdy wyjazd jest udany (nawet jak łapię kapcia w tylnym kole 🙂 ).
    Dziekuję wszystkim za wspólną wyprawę.
    Wacław, Cagiva Elefant 750

Dodaj komentarz