Weekendowa motoWłóczęga za nami! Impreza odbyła się pod egidą grupy ADV 3City. Mimo drobnych zawirowań pogodowych wszystko kapitalnie się udało! Z perspektywy mojej…
Środa – pakuję się, bo akurat mam czas, w piątek już tylko szybki start. Przeciwdeszczówki idą na dno sakw – przecież padać będzie dopiero w niedzielę!
Czwartek – o cholera, prognoza z dupy, ma być pompa i armagedon! No dobra, może się znów zmieni ta pogoda i jakoś to będzie!
Piątek – rano sprawdzam prognozę co 5 minut. Niestety stabilnie, ale nadal chujowo! Ma lać, do tego burze. Jechać, nie jechać, sztab ADV 3CITY miota się od skrajności w skrajność. W końcu decyzja – a jebać ten deszcz, grad i burze! Jedziemy!
Gdynia, 17.00 – ruszam w deszczu. Pompuje zdrowo! Godzina 17.45 Karczemki, jest ekipa – Cesar Maximus, Miki Zafryki, Sebastian, Tom Bear! Godzina 18 – lecimy!
Pada, nie pada i tak jedziemy. Zaczyna się off. Tutaj były szutry, a teraz jest… błoto w oponę! To nic ciśniemy dalej, nasze motocykle tańczą w koleinach, a my z nimi. Ekipa mocna, to i nikt się nie wyjebał! Dalej, dalej, tam gdzie oczy poniosą! Kolejna polna droga, kolejny leśny dukt. Droga coraz węższa, coraz węższa, trawa coraz wyższa, coraz wyższa, koleina coraz głębsza, coraz głębsza, a woda w niej w oponę… Liściem było by co robić, a my tu na adefałach z bagażami się pchamy! Co za pojeb układał ten track! Ach, zapomniałem, to przecież moja robota.
Jechać, jechać, zapierdalać mówi prezes Cesar Maximus! Z prezesem się nie dyskutuje! No i w końcu pompa się kończy, a słońce nieśmiało wychodzi zza chmur.
Łapiemy się z pozostałą częścią ekipy (Irek, Rafał), a troje innych (Bartek DT, Jacek i Maciek) już czeka na miejscówce.
Jesteśmy! Jezioro, ognisko, impreza i zmiana opon u prezesa kończą ten deszczowy, ale udany dzień.
Sobota – nie pada, jest słońce, suszymy graty w jego promieniach.
Kawa i śniadanie, a potem pakowanie i dalej w trasę!
Sulęczyno, Dziemiany, Czersk. 10 motocykli w równym szyku przelatuje przez kaszubskie szutry i piachy, których dziś na trasie nie brakuje, oj nie!
Prowadzę, ekipa mocna, robota idzie sprawnie to dokładam co chwila coś do track’a. A to jakiś leśny dukt, a to gdzieś na skuśkę między drzewami, a to przez krzaki jakaś ścieżka.
I tak to idzie, aż dojeżdżamy do Tlenia. Tu pizza, bo dzień bez pizzy to przecież dzień stracony jak mawia Wasyl!
Po obiedzie odbijamy w górę mapy i finalnie lądujemy na malowniczej miejscówce nad rzeką Wdą.
Zamieniam się w plażowicza, większość idzie za moim przykładem. Woda w rzece wyborna, fajnie zmyć z siebie kurz po całym dniu jazdy!
Wkrótce dołączają do ekipy kolejne 4 moto, jutro pojadą z nami dalej do 3City Marta, Gosia, Kuba i Marek.
Wieczór przy ognisku szybko mija tak jak szybko kończą się nam zapasy alkoholu.
Na koniec tradycyjnie odśpiewane zostaje gromkie 100 lat (najlepiej i najgłośniej śpiewa Miki Zafryki) i kładziemy się powoli spać myśląc o jutrzejszych atrakcjach na trasie.
Niedziela nadchodzi z pierwszymi promieniami słońca nieubłaganie zwiastując koniec naszej przygody. Ale, ale – przed nami jeszcze około 100 km offroadowej zabawy! Śniadanie, pakowanie i ruszamy. Dziś spokojnie, same szutry, część dobrze znana i oblatana, trochę nuda, ale razem jesteśmy więc i tak jest fajnie!
33 stopnie nie ułatwiają, żar daje się we znaki, kręcą się na chłodnicach motków wiatraki. Kolejni uczestnicy odłączają się od grupy w kierunku swoich domów. No i znów Karczemki!
I to by było na tyle! Tak wyglądała nasza motoWłóczęga. Było błoto, były piochy, szutry, krzaki i zaroślaki… dla każdego coś miłego. Były fajne miejscówki nad wodą. I była mocna ekipa z którą super się jeździ i spędza czas. To było świetne 400 km!
To co, kiedy znowu umawiamy się na off?