Niedziela, 08.09.2024
Jak co dzień rano zwijaniu obozowiska towarzyszy rutynowa krzątanina. Niestety, słońca na razie nie widać, a przez moment nawet trochę kropi deszcz. W popłochu pakuję namiot, wkurzając się na gruzińską pogodę, która od samego początku wyprawy płata nam co jakiś czas figle!
Gdy wszystko jest już gotowe ruszamy w kierunku Omalo zastanawiając się co nas czeka na drodze. A to dlatego, że co nieco słyszeliśmy o tej trasie. Że bardzo trudna, niebezpieczna, wszak znajduje się przecież nie bez powodu na zaszczytnej liście → Dangerous Roads! W Internecie można niekiedy natrafić na relacje, w których kolejni “advenczerowcy” skarżą się, jaka to była dla nich ciężka do pokonania i straszna miejscami droga. 😉
Dla nas trasa do Omalo okazała się jedną z ciekawszych podczas naszej wizyty w Gruzji. Gdy wyruszyliśmy z obozu, szeroka szutrowa droga po chwili coraz bardziej zaczęła piąć się pod górę. Początkowy odcinek trasy faktycznie był miejscami dość wymagający. Zwłaszcza kiedy jedzie się na ciężkim motocyklu ADV z bagażem. 😉
Skalne półki i przełomy wypłukane przez wodę, znaczne nachylenie terenu, agrafki z koleinami i luźnymi kamieniami, niewielkie brody to było to z czym przyszło nam się zmierzyć. Ale to tak naprawdę kilkanaście kilometrów przez które przelecieliśmy bez większych trudności.
Nawet nie zdążyliśmy zrobić zdjęć z tego odcinka, bo na podjazdach nie zawsze było gdzie się zatrzymać. Zresztą i tak nie byłoby widać stopnia trudności trasy, a jakiś szczególnych widoków nie było, bo byliśmy otoczeni przez las i skały.
Gdy zatrzymujemy się na chwilę mina Marty zdaje się mówić za wszystko: – “To już? Coś jeszcze będzie tutaj ciekawego do roboty?”.
Yasiu jak to Yasiu, tylko się szelmowsko uśmiechał popijając wodę z gruzińskimi elektrolitami…
Być może przy innych warunkach pogodowych, po deszczu, podjazdy faktycznie byłyby trudniejsze do pokonania. Nam na szczęście trafiła się doskonała aura i przyczepność była wystarczająca, żeby bez problemów przejechać najtrudniejsze fragmenty trasy.
Jak już wspomniałem, w niektórych miejscach przejeżdżaliśmy przez niewielkie brody. Powstawały one w miejscach, gdzie woda spływała ze skał.
Na trasie było przynajmniej kilka takich miejsc.
Nie stanowiły jednak większego problemu, a raczej były dla nas atrakcją. 🙂
Po kilkunastu kilometrach droga zrobiła się bardziej płaska. Było jeszcze kilka miejsc wymagających większego skupienia, ale można już było zająć się podziwianiem widoków. Las znikł i znaleźliśmy się wśród gór.
Pejzaże, które napotkaliśmy były niesamowite…
Ciężko niestety uchwycić piękno krajobrazów na zdjęciach, przynajmniej ja tego nie potrafię. 🙂
Na przełęczy znajduje się budka w której serwują kawę i pyszne ciasto robione na miejscu. To było coś fantastycznego zatrzymać się tam na chwilę mając świadomość gdzie jesteśmy.
Po regeneracji lecimy dalej. Od przełęczy trasa przypomina trochę północną część Transfogarskiej…
…tyle tylko, że pozbawioną asfaltu.
Tego dnia byliśmy zachwyceni widokami.
No i zadowoleni z trasy!
Co więcej do Omalo dojechaliśmy o w miarę “normalnej” porze. Dzięki temu zaliczyliśmy wspólny posiłek z częścią ekipy.
Samo Omalo nie powala to w zasadzie kilkanaście, a może kilkadziesiąt domostw, jakiś hotel w którym właśnie jedliśmy i to już w zasadzie wszystko.
Miejsce noclegowe zaproponowane przez Kowali jak zwykle okazało się na petardzie! Widoki tam były po prostu lux!
A jutro czeka nas zjazd tą samą drogą i trasa do Shatili. Nie wiem czy dojedziemy, bo coś dużo ma być tych kilometrów, a przecież najpierw musimy zjechać z Omalo w dół. Czas zatem kłaść się spać…
Następny gruziński wpis
« Droga do Shatili »
Poprzedni gruziński wpis
« Gruzińskie stepy »