Środa, 11.09.2024
Wczoraj wieczorem wyklarował się ciekawy plan. Otóż równolegle do fragmentu Gruzińskiej Drogi Wojennej, biegnie jedna z nitek TET. Ponieważ musimy wracać tą samą trasą, żeby finalnie dojechać dziś do Tblisi, alternatywa w postaci kawałka offa jest dla mnie bardzo kusząca!
Rano postanawiamy się rozdzielić. Ja polecę TET’em z offroadową ekipą, czyli Olkiem i dwoma Tomkami, a Marta z Yasiem i kilkoma dziewczynami będzie jechać Drogą Wojenną. Planujemy spotkać się w Tblisi.
Ogarniamy kemping. Śniadanie i kawka na początek dnia muszą być. 😉
Mamy też zapewniony kontakt z naturą. Do hordy psów, które nas tutaj cały czas pilnują, dołącza jeszcze całe stado koni, które beztrosko kręci się przez chwilę po obozowisku.
Gdy wszystko zostaje ogarnięte, a olej dolany do silnika DL, ruszam za chłopakami. Po zjechaniu do miasteczka przetasowujemy się, mam prowadzić. Nie jest to dla mnie nowość, pasuje mi taki układ. Zamyka Olek, który też ma gpx.
Wbijamy się w track. Początek jest dość wymagający. Kawałek drogi zarwany, do tego przeprawa przez wodę z wielkimi, śliskimi kamieniami. Potrzebna mi była asekuracja, ale z pomocą udało mi się w końcu przeskoczyć wodę i wdrapać na pozostałość drogi. Potem zaraz kawałek trasy biegł single trackiem przy samym lodowcu, trzeba było jechać tak blisko, że lewa torba prawie ocierała się o lód! Później z Telegrama na kanale Moto Gruzja dowiedziałem się, że jeszcze dwa tygodnie temu lodowiec był znacznie większy i uniemożliwiał przejazd!
Brody pokonywaliśmy jeszcze kilka razy, woda często była co najmniej w oponę, a czasem sięgała do osi kół.
W kilku miejscach napotkaliśmy strome podjazdy i zjazdy. Na jednym zejściu zdecydowałem, że zjadę na wyłączonym silniku, tak duże było w mojej ocenie nachylenie terenu i zaczynałem tracić kontrolę nad motocyklem.
Wszystko to razem połączone z niesamowitymi widokami przyczyniło się do tego, że trasa okazał się po prostu świetna!
Niewielka awaria w KTM Olka nieco nas spowolniła. Zagotował się płyn w układzie tylnego hamulca.
Ale nawet mimo tego tempo było tak dobre, że odcinek przejechaliśmy w około dwie godziny. Inna grupa, którą przywiózł do Gruzji Kowal, napisała do niego, że robiła ten odcinek dwa razy dłużej. 🙂
Gdy zjeżdżamy na asfalt zatrzymujemy się przy sklepie. A tu trafiła mi się jeszcze miła niespodzianka. Widziałem tego ZAZ’a kiedy jechaliśmy do Kazbegi, ale nie było czasu na zdjęcie. A teraz akurat wyjechaliśmy na asfalt zaraz obok niego! Dostaję nawet propozycję odkupienia samochodu, jednak grzecznie dziękuję.
W międzyczasie okazuje się, że ekipa Marty jest za nami. Chwile czekam przy sklepie i spotykamy się, żeby dalej jechać już razem.
Po drodze zdarza się niesamowita sytuacja. Spotykamy na trasie Siergieja, mojego kolegę z Instagrama! Znamy się od około 2 lat, a teraz co za zbieg okoliczności, nasze drogi przecięły się w Gruzji! Od tygodnia pisaliśmy do siebie na IG, ale nasze marszruty się nie pokrywały w żaden sposób i nie mogliśmy się złapać. Ale przypadek sprawił, że w końcu nam się udało! Siergiej jadący naprzeciw nam rozpoznał naszą ekipę i zawrócił za nami.
W ten sposób udało się wypić razem kawę w tej samej knajpce co byliśmy wczoraj (jesteśmy na tej samej drodze, tyle, że jedziemy w drugą stronę). Żegnamy się, Siergiej z żoną wraca na trasę w kierunku granicy, a my lecimy dalej do Tblisi.
Przebić się przez tutejsze korki to wyzwanie większe niż jeżdżenie deelem po gruzińskim TET! Na szczęście szybko wczuwamy się w obowiązujące tu zasady i udaje nam się bez straty w ludziach i sprzęcie dojechać do hotelu.
Następny gruziński wpis
« Tblisi »
Poprzedni gruziński wpis
« Nocleg z widokiem na Kazbek »