Piątek, 13.09.2024
Śniadanie mieliśmy w hotelu. Pakowanie rzeczy na motocykle staram się zrealizować zanim upał rozkręci się na dobre. No i opuszczamy Tblisi. Nawet Google nie daje sobie rady z tutejszym ruchem. Zdarza się, że kieruje nas źle, trzeba uważać i niekiedy jechać na wyczucie, raz musimy zawrócić.
A później, kiedy już udaje nam się wydostać z miasta, tranzyt, który przyszło nam dziś robić, jest standardowo asfaltowy i dość nudny. Nawet krowy pośrodku drogi, ani wyczyny gruzińskich kierowców nie mogą nic zmienić, bo już do tego przywykliśmy.
Drobnym urozmaiceniem okazało się poszukiwanie stacji paliw. A także kawa w przydrożnym barze, gdzie w tle wisiały “dzieła sztuki”.
Po drodze odwiedzamy miejscowość → Borjomi, żeby skosztować słynnej źródlanej wody, która podobno jest dobra na wszystko!
Pod koniec trasy czeka na nas ciastko dosłownie i w przenośni!
Od Abastumani w kierunku Kutaisi biegnie piękna droga, która przecina tak zwany Mały Kaukaz.
Wspaniałe widoki, piękna szutrowo-kamienna trasa. Było warto!
Miejsce zaproponowane na ostatni dziki nocleg przez Kowali to była po prostu petarda!
Ciężko nasycić się takimi widokami! Chmury i zachodzące słońce przygotowały dla nas niezwykły spektakl na niebie! Znalazłem dobre miejsce, żeby móc podziwiać to przedsstawienie.
Dzisiejsza impreza trwa do późnych godzin nocnych.
Każdy chyba czuje, że zbliża się koniec naszej wspólnej przygody i chce jak najlepiej wykorzystać czas.
Kiedyś jednak trzeba się wyspać. Słońce już dawno zaszło, ale teraz księżyc przejął główną rolę. Magiczny blask oświetla polanę, gdy kładziemy się do namiotu.
Następny gruziński wpis
« Żegnaj Gruzjo! »
Poprzedni gruziński wpis
« Tblisi »