Sobota, 14.09.2024
Dzień zaczynamy od… poszukiwania kasku! W nocy zaczęło wiać jak cholera i Olkowi zdmuchnęło go z lusterka motocykla! Problem w tym, że polana, gdzie rozbiliśmy obóz, jest na sporym wzniesieniu i kask sturlał się gdzieś po zboczu.
Gdy wszelka nadzieja na odnalezienie zguby umiera, dr Griba wkracza do akcji. Po przeliczeniu trajektorii lotu i uwzględnieniu kierunku wiatru, odnajduję zgubę kilkadziesiąt metrów poniżej obozowiska w krzakach na zboczu wzgórza.
Z trudem zwijamy namiot tak mocno wieje! W końcu jakoś udaje nam się wszystko ogarnąć. Ostatnie spojrzenie na Mały Kaukaz…
…oświetlony przez poranne słońce…
…i zaczynamy powrót do Kutaisi.
Trochę szutru jeszcze było, ale bez szału, to zaledwie jakieś kilkanaście kilometrów do miejscowości → Sairme. Widok na Mały Kaukaz też szybko zniknął, bo gdy zjechaliśmy niżej, góry zasłonił las.
Za Sairme trafił się jeszcze spory kawałek drogi w remoncie, a że zamiast nawierzchni był żwir i piach, poczułem się zupełnie jak na Kaszubach! Można było trochę poodkręcać, co skwapliwie uczyniłem, bo wiedziałem, że to ostatni off na tym wyjeździe.
Do Kutaisi docieramy dość wcześnie. Marta z Yasiem udają się na targowisko. To ostatnia szansa żeby zakupić prezenty, które będzie można nadać z transportem motocykli.
Jesteśmy w hotelu. To prawie dwa tygodnie, jak ruszaliśmy stąd w trasę. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy za bardzo czego tak do końca możemy się spodziewać po Gruzji. Nadzieje były mocno wygórowane, a rzeczywistość je dość surowo zweryfikowała… 🙂
Zabieramy się za pomoc przy pakowaniu motocykli. Przy tej ilości maszyn jest co robić, ale robota idzie sprawnie, gdy jest tyle rąk do pracy.
Trzeba też spakować i przygotować do zabrania nasze graty. Jutro rano Kowal i Tomek ruszają z transportem do Polski.
Wieczorem, tak jak dwa tygodnie temu, supra, tyle, że tym razem pożegnalna. Zaczyna się podobnie jak ta dwa tygodnie temu…
…ale na biesiadzie się tym razem nie kończy, bo ekipa jest spragniona tańców! 🙂
Podczas wyjazdu zawiązało się sporo znajomości i powstała super zgrana paczka. Wszyscy ze sobą dobrze się dogadywali i zawsze była dobra atmosfera. A dzisiejsza impreza to jakby podsumowanie całego wyjazdu…
Fajnie, fajnie, ale ja jakoś nie mam dziś klimatu na takie balangi, zwłaszcza, że repertuar muzyczny średnio mi odpowiada. Myślami jestem już gdzieś indziej…
Impreza powoli zamiera, gdy około godziny drugiej odprawiona na lotnisko zostaje “norweska” część gruzińskiej ekipy. Jak zwykle w takich sytuacjach wyznania miłości i dozgonnej przyjaźni nie mają końca, więc trochę to trwa. 🙂
Niedziela, 15.09.2024
Około godziny dziesiątej Kowal i Tomek zbierają się, żeby wyruszyć w kierunku Polski. Machamy na pożegnanie naszym motocyklom. Pojechali!
A my zostaliśmy w hotelu z resztą ekipy. Większość leci do Polski dopiero po południu. Ja i Marta oraz Andrzej i Kasia jako ostatni mamy lot dopiero w poniedziałek po 6 rano.
Co tu robić w tym hotelu, który skądinąd fajny to jednak położony na totalnym zadupiu przy drodze z lotniska? No to jedźmy jeszcze raz do Kutaisi. Tam gdzie zaczęliśmy naszą znajomość z Gruzją tam ją skończymy.
Ostatnie chinkali… Powoli smakuje tłustą jak wszystko tutaj sałatkę z kurczaka, patrzę na zgiełk uliczny, śmiecie na ulicach, zmęczone, dymiące samochody bez zderzaków. Wsłuchuje się w dźwięki klaksonów, zerkam na obojętne twarze ludzi zajętych własnymi sprawami. Głaszczę łaszącego się do mnie na ulicy gruzińskiego psa…
Tak będę Ciebie pamiętać Gruzjo. To na szczęście nie wszystko z czym będziesz mi się kojarzyć… W pamięci pozostaną piękne widoki na ośnieżone szczyty Kaukazu, górskie przełęcze, magiczna droga przez step…
I te chwile niezwykłe, tak miło spędzone przy kawie i winie z przyjaciółmi…
Wyglądam przez okno hotelowego pokoju. Słońce zmierza ku zachodowi, tak jak do końca zbliża się nasza przygoda…
Nie spotkamy się już tak młodo…
Żegnaj Gruzjo!
Poprzedni gruziński wpis
« Mały Kaukaz »