Zawsze powtarzałem że nie ma znaczenia gdzie, ważne z kim! 🙂
Piątek 04.10.2024
I tak oto w pierwszy październikowy weekend, ugościła nas ekipa ADV 3City na spotkaniu OstródaOFF! Organizatorami spotkania byli Krzysiek i Andrzej, którzy postanowili zaprosić biwakoffowiczów w swoje rodzinne strony.
Nie był to weekend zwyczajny (przynajmniej dla mnie), gdyż był to mój 2087 koniec tygodnia. Tak, w ten właśnie weekend skończyłem 40 lat!
Po wspólnej podróży z Leżanem oraz Kamilem, dotarliśmy do bazy w ośrodku Bajka. Podczas kolacji zostałem przywitany przepysznym tortem, licznymi prezentami oraz gromkim 100 lat!
Bardzo Wam wszystkim dziękuję, jest mi niezmiernie przyjemnie, że mogliśmy być wtedy w kupie! :*
Po opadnięciu emocji przyszedł czas na integracje przy ognisku, wspólnym śpiewaniu przy akompaniamencie gitary. Był pozytywny klimat, który zawsze towarzyszy naszym spotkaniom. Kto choć raz był na tych imprezach ten wie o co chodzi.
Sobota 05.10.2024
Zaspani po długiej i do późna celebrowanej integracji, w sobotni poranek stawiliśmy się na odprawie, gdzie zostały przekazane tracki, wskazówki i informacje dotyczące liczącej około 200 km trasy.
Zachęceni rozmaitością widoków i opisem lokalnych szutrostrad przywdzialiśmy swoje zbroje, a nasze rumaki grzały się już do drogi.
„Na koń” krzyknął kompan i po chwili mijaliśmy dostojnie trakty Ostródy, piesi ustępowali miejsca pozdrawiając nas machaniem, a może się pięściami odgrażali?
Po kilkunastu minutach wreszcie zjechaliśmy z asfaltu i rozpoczęły się niekontrolowane skurcze prawych nadgarstków, zaczęły klarować się grupy i kolejność zawodników pokonujących kolejne kilometry.
Zdaje się że przypadkiem trafiłem do dość szybkiej ekipy, z Mikim który deptał mi po piętach, Leżanem którego zapomniałem spytać na początku w którą stronę jedziemy. Dlatego całą trasę goniłem go, żeby się w końcu dowiedzieć. 🙂
Peleton zamykali Kamil na DRZ i Rafał na Bigosie. Tereny piękne, szybkie przeloty szutrami, po drodze kopiec Jagiełły,…
…nieopodal ważne pole z 1410 r. – tam coś o miecze poszło chyba 😉 – i świetna pogoda do sprawnego przemieszczania się po okolicy, ani zimno ani ciepło, taki prima sort.
Zdjęć wiele nie robiłem ponieważ mój team zatrzymywał się jedynie na zmianę dętek, wypalenie celulozowej rurki wypełnionej tytoniem i uzupełnieniem poziomu krwi płynącej w żyłach Monsterem.
To co mnie bardzo cieszyło to to, że mogłem szybko i sprawnie pokonywać kolejne kilometry niczym Hołek na rajdzie Elmot. Na trasie były przejazdy przez nieczynne wiadukty kolejowe, długie proste na których kończyły się „przerzutki”,…
…piaszczyste odcinki gdzie zamyka się oczy i odwija manetkę mając w głowie „jakoś to będzie”. Była też jazda koło w koło i popełnianie tych samych błędów co kolega z przodu. 😀
W pewnym momencie zaczął mi przeszkadzać niespodziewany efekt, coś jakby kontrola trakcji, której mój motocykl przecież nie ma! Odkręcam gaz spodziewając się uniesienia przodu motocykla a jedyne co się działo to dziwne terkotanie i brak możliwości „postawienia na gumę”. W czasie gdy Kamil zmieniał dętkę…
…którą przegryzł aligator…
…skorzystałem z narzędzi udostępnionych przez Rafała i odkręciłem dekiel zębatki zdawczej.
No cóż zapłaciłem za całą to całą zużyłem. 😉 Naciągnięcie łańcucha o jeden ząbek pomogło w dokończeniu trasy. Pod koniec jednak z przydrożnych chaszczy wyskoczył, tym razem na mnie, aligator. Powalił mnie na ziemie w takim tempie, że nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się w krzakach siedząc na dupie!
Trasa jednak nas nie pokonała, chyba, aczkolwiek zmęczeni i nie do końca wyjeżdżeni ukończyliśmy przekozackiego tracka. I tu nastąpił tak zwany zonk!
Domek w którym wspólnie gospodarzyliśmy z Byrusią, Mikim i Struną był zamknięty. A w nim przecież znajdował się złocisty napój który miał wynagrodzić trudy podróży przez warmińskie tereny. Był tam również podgrzany monotlenek diwodoru, który mógł zadziałać kojąco na lekko przemarznięte kości rajderów.
Tu warto wspomnieć iż na obiektach typu domki kempingowe, ciepła woda pojawia się wtedy, gdy wtyczka od bojlera znajduje się w gniazdku. Inaczej leci woda zimna o czy dość dosadnie doniosła Byrusia. Katarzyna z kluczem dotarła na bazę około godziny po nas otwierając nam wrota do eldorado. 🙂
Po niezbędnych czynnościach upodabniających nas do ludzi, nastąpiła dalsza integracja przy ognisku. Uczestnicy żywiołowo komentowali trasę gestykulując przy tym jak wprawiony dyrygent, padały deklaracje, podziękowania. Skwierczenie pieczonej na ogniu kiełbasy i wyciskanych resztek ketchupu z butelek tylko dodawało sznytu temu wieczorowi.
Kiedy nadszedł kres wspólnego biesiadowania, przed jednym z domków zabłysło migające światło niczym z kuli dyskotekowej. Uczestnicy przy różnorakiej muzyce bawili się dalej, zapraszając wszystkich powracających do swoich domków jednak i w tym wypadku, nadmiar tlenu oraz zmęczenie zrobiło swoje. Około godziny drugiej w ośrodku nastała cisza.
Niedziela 06.10.2024
Podczas porannej integracji bis padły zapewnienia o niedzielnym jeżdżeniu, że może odwiedzimy wąwozy które w ferworze dnia poprzedniego ominęliśmy… Jednak intensywność weekendu dała się we znaki i część uczestników szybko zrezygnowała z tych planów, wysyłając jasny sygnał, że jednak trzeba wiązać rumaki na przyczepach. Pora wracać do swych stodół!
Podczas pakowania niektórzy z uczestników zgłaszali organizatorom, że ich motóry dziwnie na nich patrzą…
I tak przy rozmowach, pożegnaniach i zapewnieniach o dalszym spotykaniu się upłynęło przedpołudnie. Gotowi, spakowani, ruszyliśmy w stronę Warszawy.
Opuszczając miejsce spotkania podjechaliśmy jeszcze na quadowe zawody cross country na lokalnym torze znajdującym się w okolicy bazy.
I tak OstródaOFF dobiegła końca.
Chciałbym wszystkim bardzo podziękować za to, że mogliśmy być kolejny raz razem, wspólnie posiedzieć przy ognisku, pojeździć na motórach, za to gromkie 100 lat i że mogłem być z Wami w ten szczególny dla mnie weekend. 🙂 Do następnego!!!
A to pisałem ja, konra_dzik!*
*Wsparcie i korekta – Griba 😉