Mazurska motoMajówka

Plan bez planu często jest najlepszym sposobem na miłe spędzenie czasu. Tak było i tym razem. 🙂

Wyjątkowo długo nie mogliśmy zdecydować się na to, czy w ogóle, a jeśli to dokąd pojedziemy na tegoroczną majówkę. Po części powodem była niezbyt dobrze zapowiadająca się pogoda, co skutecznie zniechęcało do snucia motocyklowych planów. Brakowało też jednoznacznego pomysłu na kierunek kolejnej  motoSTFORKOWEJ eskapady.

Całe szczęście jeżeli chodzi o motocykle i wszelkie tematy z nimi związane nie mamy ciśnienia, wiec mimo zbliżającego się długiego weekendu  zachowywaliśmy spokój. 😉

W końcu jednak prognozy nieco się poprawiły, a przypadek sprawił, że Marta znalazła fajny domek na Mazurach w okolicach miejscowości Budy. Tym samym znaleźliśmy się koło Szczytna.

I tak w czwartek rano zaczęliśmy naszą majówkę. Do celu dotarliśmy z przyczepką na której zapakowaliśmy dwa liście – małego i dużego.

Mazury przywitały nas Słońcem, przy czym temperatura powietrza może nie była zbyt wysoka, ale jak wkrótce się okazało w sam raz, żeby pospacerować, a i jazda na motocyklu powinna być w takich warunkach przyjemna.

Czwartkowe popołudnie, które zostało nam po przyjeździe,  poświęciliśmy na rozpakowanie się, a później eksplorację okolicznych terenów przemieszczając się… na nogach. Było pięknie!

A wieczorem w ramach przygotowań do piątkowej wycieczki wyklikałem w OsmAndzie trasę prowadzącą do miejscowości Ruciane-Nida.

W sobotę ruszyliśmy przygotowanym przeze mnie trackiem. Co by nie mówić Mazury są… niesłychanie piękne! A ilość dróg idealnych do turystyki ADV jest tutaj po prostu niesamowita! Zachwycają widoki, a większe niż na Kaszubach odległości między osadami i miejscowościami dają poczucie swobody, wolności i przestrzeni.

Choć tego nie planowałem, bo i jak, na trasie nie zabrakło rzepaku! Natrafiliśmy na ogromne połacie żółtych kwiatów, po prostu całe morze!

Nie pozostało nam nic innego jak korzystając z nadarzającej się okazji zatrzymać się na dłuższą sesję zdjęciową.

Na sobotę tracka przygotowała Marta. Tym razem mieliśmy wyruszyć z naszej bazy w kierunku zachodnim.

Co by nie mówić nudy nie było! Tego dnia wycieczka była bowiem naszpikowana odcinkami o charakterze hard enduro!

Po drodze były kawa z ciastkiem…

…no i pizza, a nawet dwie – jedna na obiad, a druga na kolację.

W sobotę nawinęliśmy na koła blisko 140 km, w piątek zrobiliśmy ponad 150 km, prawie wszystko offem. Do tego zaliczyliśmy jeszcze kilka długich spacerów po okolicy. Tak więc co by nie mówić nie próżnowaliśmy!

Niedziela przywitała nas deszczem, widać Mazury postanowiły opłakiwać nasz zbliżający się powrót do domu. Na szczęście trafiło się okienko pogodowe. Dzięki temu szybko i sprawnie spakowaliśmy się na przyczepkę pozostając suchymi.

Powrót drogami szybkiego ruchu przebiegał bez zakłóceń. Podsumowując wyjazd nie pozostaje mi napisać nic innego: „Mazury są piękne, wrócimy tam na pewno!”. Kto wie, być może już wkrótce. 😉