Kiedy kierownica naszego motocykla zaczyna się ciężko obracać lub z okolic główki ramy dochodzą niepokojące stuki przy przejeżdżaniu przez nierówności, albo gdy motocykl “dziwnie” się prowadzi to znak, że czas sprawdzić co się dzieje z łożyskami główki ramy.
W opisywanym przypadku seryjne, kulkowe łożysko było w niezłym stanie, chodź na dolnej bieżni widać już było ślady lekkiego zużycia.
Motocykl miał zdjęte osłony i bak ze względu na przypadający czas inspekcji luzów zaworowych oraz kontrolę filtru powietrza. Pomyślałem sobie: “Czemu by nie wymienić tego kulkowego dziadostwa na łożyska stożkowe? Jest przecież pewne, że kulki sypną się w najmniej spodziewanym momencie, jak znam życie akurat wtedy, gdy nie będzie czasu na naprawę!”.
Nie ma się co oszukiwać – pogoda na jeżdżenie powoli się kończy. Motocyklowy “sezon” w Trójmieście zazwyczaj trwa cały rok, ale jazda jesienią i zimą, kiedy często pada deszcz i jest zimno nie sprawia po prostu przyjemności. Nie ma wtedy sensu ruszać w trasę.
Dzisiaj w planie była krótka przejażdżka na stację, aby przed zimowym postojem uzupełnić pod korek paliwo w baku. Ale wyszło jakoś tak, że skończyło się na poszukiwaniu oznak jesieni. 🙂
Pogoda chyba zapomniała w ostatni weekend, że już jesień! A my z tego skwapliwie skorzystaliśmy i w sprzyjających warunkach nakręciliśmy “w koło komina” trochę kilometrów. 🙂
Nawałnica, która przeszła nad Polską w piątkowy wieczór, przyniosła spustoszenie i chaos. Ofiary śmiertelne i straty w mieniu to bilans kataklizmu.
Tragiczne zdarzenie dotknęło bezpośrednio również naszych bliskich. Przebywali w domku letniskowym nieopodal miejscowości Trzebuń, gdy nad lasem rozpętało się piekło na ziemi.
Działkowicze mogą mówić o dużym szczęściu. W całej osadzie nikt nie został ranny. Uszkodzone zostały głównie dachy domów, zniszczone wiaty i zadaszenia.
W ostatni weekend przyjechali do nas Edi i Czarna, nasi forumowi znajomi z VX’em all! Już od dawna umawialiśmy się na spotkanie w Trójmieście, ale jakoś nie mogliśmy się zgrać. Akurat teraz nadarzyła się doskonała okazja. Edi chciał sprawdzić na trasie z Poznania swoją Hondę VFR, która dostała nowe serce, a my akurat mieliśmy w miarę wolny weekend. 🙂
Pakowanie, przepakowywanie, mocowanie gratów. Cały tydzień jakiś taki rozlazły. Ciągłe wrażenie jakby człowiek jeszcze o czymś zapomniał! A przecież to już nie pierwsza taka wyprawa. Mimo to robota z pakowaniem rzeczy szła wyjątkowo opornie. 🙁
Pobudka o 7 rano. Krzątamy się, kawa, śniadanie. W końcu garaż. ostatnie poprawki w bagażu, przebieramy się i w końcu ruszamy. Około godziny 10.30 jesteśmy w trasie.
Gorąco jak diabli! Około południa robi się coś ze 27 stopni! Jedziemy nudną A1. Przed Toruniem musimy zjechać z autostrady w poszukiwaniu stacji. Okazuje się że Transalp Marty ma dość spory apetyt przy prędkościach autostradowych.
Akcja poszukiwawcza kończy się sukcesem. Wracamy na autostradę. Żar leje się z nieba. Zatrzymujemy się dość często żeby nieco ochłonąć. 😛
Zwijamy się dość sprawnie. Jak to zwykle bywa jest z tym trochę roboty…
…ale jakoś się udaje i ruszamy około 11h. Czasu mamy dość, bo dystans na dziś nie jest zbyt duży. Nawigacja pomaga nam ominąć płatne drogi na Węgrzech. Tą trasą jeszcze nie jechałem do Rumuni. Na odcinku Tokaj – Petea (gdzie przekraczaliśmy granicę) trafiają się nawet ciekawe widokowo odcinki.