O trzech Stforkach na motorkach – granica wschodnia kraju mitycznej ruiny – część 1

Któregoś wieczoru przy piwie Stforek podrzuciła pomysł że można by pojechać motocyklem zobaczyć wschodnią granice naszego kraju. Jako że rachunek km względem alkoholu do wypicia był dla mnie bardzo korzystny, pomysł od razu przypadł mi do gustu. Nie myśląc dużo (bo średnio mi to wychodzi) już w piątek wieczór byłem u Stworków w garażu. Zaowocowało to kilkoma zimnymi piwkami i rozwiązaniem zagadnienia pakowania gratów.

Wstaliśmy jak zawsze wcześnie (koło 10) śniadanie i powoli do garażu.

Image

Sobotni poranek zapowiadał się obiecująco. Słońce jak zobaczyło zapał z jakim zmierzamy do garażu stwierdziło że to pierdoli i schowało się za ciemnymi chmurami .

Image

Ruszyliśmy !

Image

Image

Jako że słaby jestem z nawigacji (Griba zaznaczył mi punkty na mapie) nie napisze dokładnie którędy jechaliśmy. Tak czy siak dojechaliśmy do Mikołajek.

Image

Nie spotkaliśmy renifera, nie było też prezentów, był za to most który strasznie się kołysał, było tanie dobre wino z biedronki i całkiem niezła restauracja w której atmosferę psuli sąsiedzi z Niemiec, pili wódkę i w ogóle byli jacyś nie mili. Z tego co zrozumieliśmy mieli jakiś żal że idziemy już do domu. Nie ma się co dziwić w końcu to oni mieli KIEDYŚ dobre samochody a my mamy WCIĄŻ piękne kobiety. Obeszliśmy Mikołajki i usiedliśmy przy winie w zaciszu ogrodu.

Image

Image

Image

Image

Doktor Griba długimi wieczorami pracował nad tajnym projektem związanym ze spaniem w kasku. Podobno miało zmniejszać to poranny ból głowy związany ze zbyt dużymi ilościami świeżego powietrza. Czy jakoś tak.

Image

Image

Następnego dnia ruszyliśmy do najpiękniejszej miejscowości naszej wyprawy- Białowieży.
Po drodze zatrzymywaliśmy się z wielu dziwnych niecodziennych powodów, jakieś wybory, ból dupy, czy badanie poziomu gruntu na stacji benzynowej.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dwa dni to zdecydowanie za mało żeby nacieszyć się klimatem Puszczy Białowieskiej. Ze względu na trasy których nie można zrobić motocyklem, wypożyczyliśmy rowery. Udało nam się spotkać sławne żubry, były smutne, siedziały za kratami, w niczym nie przypominały tych z reklamy piwa. Poczuliśmy pewien niesmak z powodu biednych zwierząt a gwoździem była pobliska restauracja harpagon w której na trzy Stworki dali jeden zestaw sztućców i ni chuj nie chcieli donieść reszty. Dziwna sprawa. Czas w puszczy biegł wolniej, litrom wina towarzyszył nieprzerwanie śpiew niespotykanych u nas ptaków (raj dla ornitologów i alkoholików).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Stworek znalazła zajebisty nocleg w ,,Bajecznym Domku’’ u zakręconej pani Agnieszki. Nazwa to nie przypadek, domek naprawdę był bajeczny i przytulny.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zostawiliśmy Żubry w spokoju i ruszyliśmy, przez wiochy,wioski,wioseczki w kierunku Zamościa kurczowo trzymając się granicy wschodniej.

Image

Następnym miastem w którym mieliśmy się napić to znaczy zwiedzać i podziwiać był ? była Zamość. Jako że mi się już jechać nie chciało rozważałem nawet przesiadkę na helikopter.

Image

Myślę że jeden stworek podzielał moje zdanie Wink

Image

W Zamościu napadła nas burza z piorunami mimo to ruszyliśmy na miasto w poszukiwaniu biedronki (dzień bez pasztetu i taniego wina to dzień stracony).

Image

Co do Stforka motocykla to nawet Kot nie mógł uwierzyć że to kardana nie ma i Griba tym jeździ.

Image

Rano pogoda była łaskawa, znaczy nie jebało wodą z góry, obeszliśmy rynek, wypiliśmy kawę z herbatą.

Image

Image

Ogólnie dupy nie urywało więc przenosimy się dalej.

Następne było miasto z wielkimi piwnicami słynnej Haliny co to sama bandę chłopa wykiwała:

Image

Image

i podrabianym piwem które podobno jest tylko w jednym sklepie

Image

Image

Taki ksiądz tu podobno w telewizji na rowerze jeździ?! Nie oglądam nie wiem ale słyszałem. Całkiem przyjemnie wspominać będę Sandomierz i to nie ze względu na turystyczne atrakcje, lecz odwiedziny Jaśka który wpadł na kawę i zostawił nam cały asortyment natchnienia. Dzięki Jasiek! Very Happy

Image

Image

Image

Image

Image

Wszystko co dobre kiedyś się kończy (i nie mam na myśli VX’ów). Zadzwonili do mnie z roboty że na zajutro mam być no i dupa.

Image

Podzieliliśmy alkohol sprawiedliwie (czyli wziąłem prawie wszystko) i rozstaliśmy się, ja pojechałem do domu aby stawić się w pracy, a Stforki kontynuowały wycieczkę.

Image

Image


« O trzech Stforkach na motorkach – granica wschodnia kraju mitycznej ruiny – część 2 »