The end

Piątek (10.11.2023) wcześnie rano! To już definitywny koniec naszej marokańskiej przygody. Wstajemy zgodnie z planem, czyli jeszcze wcześniej niż zazwyczaj, jest jeszcze ciemno. 🙂 Szybkie pakowanie. Gdy wrzucam graty do sakw oczywiście nie ma nikogo kto by pilnował naszych motocykli! Dopiero po chwili zza filarów wyłazi jakiś menel i zaczyna się upominać o kasę. No bo on niby w nocy pilnował. Aha, jasne. Idź dalej spać! Olewamy go i gdy wszyscy są już gotowi ruszamy do Tanger Med.

Dojazd nieco nam się dłuży choć to tylko jakieś 130 km. Droga w miejscami w remoncie, ale dla nas to nic takiego, nie ma co dramatyzować z tego powodu, że trzeba kawałeczek przejechać szutrem i jest ciemno. 🙂

W porcie jesteśmy zgodnie z planem.

Mamy czas, żeby spokojnie odebrać bilety. Poszło dość sprawnie, bo jesteśmy wcześnie i nie było kolejki.

Odbyło się to tak samo, jak w Algeciras. W budce należy pokazać dowód zakupu biletu i paszport. Na tej podstawie otrzymamy właściwy bilet na prom.

Zostaje jeszcze chwila na kawkę i bułę z omletem w barze, który jest zaraz obok budek z biletami. I tu pozytywny akcent na koniec pobytu w Maroku. Gdy odnoszę tacę nawiązuje się miła, szczera rozmowa ze sprzedającym tutaj chłopakiem. 🙂

Na granicy załapaliśmy się jeszcze na skanowanie motocykli, a potem była kontrola paszportów. Trzeba też było pokazać kwitek celny potwierdzający wjazd naszego motocykla do Maroka. Gdy formalnością stało się zadość, podjechaliśmy na przystań, gdzie  czekaliśmy dłuższą chwilę zanim otworzono bramki wjazdowe na prom.

Trochę to wszystko trwało więc dobrze, że posłuchaliśmy Kowali i nastawiliśmy się na pierwszy prom. Jeszcze pokazać bilety przed wjechaniem na pokład, zaparkować, przypiąć motocykle i możemy rozgościć się na promie.

Chwilę później prom wyrusza w podróż do Europy, a Afryka zostaje za nami…

Po około trzech godzinach rejsu jesteśmy w Algeciras. Trzeba to uczcić, więc podjeżdżamy pod Lidla. W takich chwilach sałatka opitolona na krawężniku parkingu przy motocyklu smakuje najlepiej na świecie! 🙂

Potem czeka nas nudny tranzyt do hotelu. Dwa tygodnie temu, gdy jechaliśmy w stronę Algeciras, wydawała mi się ta droga nawet ciekawa. A dziś to kolejne męczące 120 kilometrów, zwłaszcza, że trafiamy na piątkowe, popołudniowe korki.

Ostatnie spojrzenie w kierunku morza za którym została Afryka…

…i choć wiemy, że już za moment, za chwilę, będziemy tęsknić za tym co tam wspólnie przeżyliśmy, robimy dobrą minę do tej gry i jedziemy dalej.

W końcu jesteśmy w “naszym” hotelu w Maladze! Wszystko się udało! Radość nasza jest ogromna!

Ile kilometrów miała nasza marokańska ekspedycja? Po podliczeniu odczytów z drogomierza deela wyszło że 3123 km. Co ciekawe do 140 tys. km zabrakło zaledwie 59 km!

U Marty jeszcze ciekawsza sytuacja! Licznik zatrzymał się 200 kilometrów od mety (padł ślimak), ale nawet gdyby działał do końca podróży, to Transalpowi do 100 tys. km zabrakłoby 46 km!

Nasze maszyny doskonale się spisały podczas tej podróży! A trzeba to podkreślić, że łatwo nie miały, bo większa część trasy to był offroad w afrykańskim stylu. 😉

Ogarniamy się, chwilkę odpoczywamy w hotelowych pokojach. A potem przychodzi czas na pożegnalną kolację w tej samej knajpce, gdzie 13 dni temu spotkaliśmy się wszyscy pierwszy raz. Doskonała atmosfera pozwala nam na moment zapomnieć, że to już definitywny koniec naszej wyprawy.

Sobota (11.12.2023) przychodzi tak szybko. Dla mnie za szybko, jestem niewyspany i osłabiony wczorajszymi toastami. 🙂 Pakujemy z Kowalami motocykle na lawetę.

Gdy wszystko jest już gotowe…

…Kowale ruszają w drogę do Polski…

…a z nimi nasze wierne, stalowe rumaki.

A my zbieramy się do centrum miasta. Lot mamy dopiero o 19.20 więc włóczymy się po centrum Malagi. Pogoda bajkowa, słońce i 24 stopnie.

Pożegnalny browarek został zaliczony.

Nie chce nam się wracać, oj nie…

Lotnisko wita nas umiarkowanym tłokiem. Czekamy cierpliwie na swoją kolej. W końcu nasz samolot jest gotowy na przyjęcie pasażerów. Za chwilę startujemy!

Z małym opóźnieniem opuszczamy hiszpańską ziemię. Lot przebiega na szczęście bez komplikacji.

Po około trzech godzinach podróży znowu jesteśmy w Trójmieście! 😉


Następny marokański wpis
« »
Poprzedni marokański wpis
« »