Pospali! Wstajemy chyba dopiero przed naszą 10. Dwa dni spędzone w jednym miejscu oznaczają, że graty mamy co nieco porozrzucane! Trzeba się jakoś ogarnąć!
Śniadanie, pakowanie. Zamykamy domek, klucz oddajemy Sandu i spadamy, bo Marius pojechał do Cluj zanim się obudziliśmy.
Dziś czeka na nas przełęcz Tihuța Pass. Na wieczór zamierzamy zatrzymać się Vatra Dornei.
Po drodze, w okolicach Ţagu mijamy przydrożny sklepik. Przy ulicy zaparkowany wóz, a na zewnątrz sklepu stoliki z parasolkami, przy których siedzą miejscowi (w większości to starsi panowie) i sączą browary. No klimat po prostu mega! 🙂
Spragnieni kawy zawróciliśmy i zajechaliśmy pod sklep, wzbudzając dość spore poruszenie wśród towarzystwa. Gdy idąc do sklepu zagaiłem do siedzących swobodnym „Buna ziua!”, od razu rozpromienili się „od ucha do ucha”! 🙂
W sklepie czeka nas równie sympatyczne przyjęcie. Zaczynam rozmowę z Panią zza lady. Zaciekawiona moimi „zdolnościami” lingwistycznymi pyta się skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, jak nauczyłem się mówić po rumuńsku… Konwersacja idzie gładko! Zapraszamy sympatyczną ekspedientkę do odwiedzenia naszego bloga. Obiecujemy, że wstawimy na stronę nasze wspólne zdjęcie sprzed sklepu.
Obietnica spełniona! Pozdrawiamy serdecznie sympatyczną Panią, towarzystwo sprzed sklepu i dziewczynkę, która wzięła udział w sesji zdjęciowej na yasiowym VX’ie!
Noi dorim trimitem salutări pentru doamnă din magazin, toţi oameni si tânără fată care are o poze pe motocicleta noastră! Multumesc pentru ospitalitate!
Magnetyczna siła VX’a działa i to jak! W oczach Yasia widać szelmowski błysk!
– „Radość wapniaka – bezgraniczna!” – wyznał nam chwilę później.
Tylko gdzie ten wapniak? W naszej ekipie sami młodzi ludzie!
Lecimy dalej. Kolejna stacja, kolejne tankowanie. Przerwa na obiad za 12,50… 🙂
…i dalej w drogę. No pięknie tutaj! Aż chce się polatać!
Tak, to jest właśnie Tihuța Pass. 🙂
Humory dopisują!
Droga szeroka, asfalt doskonały, jeden winkiel się kończy tam, gdzie drugi się zaczyna. I mimo, że nie gnamy na złamanie karku, bo i po co, to złożenia w zakrętach są na tyle znaczne, że udaje mi się przytrzeć stopą centralki o asfalt. No nieźle – tego się nie spodziewałem! 🙂
W Vatra Dornei jesteśmy około godziny 21. Mamy problem ze znalezieniem noclegu. Od czwartku do poniedziałku w Rumunii większość ma wolne – trwa długi weekend. Dwa pierwsze podejścia nieudane, za to trzecie zakończone sukcesem. 120 LEI za przytulny pokoik w pensjonacie „Elena” to dobra cena. Po zakwaterowaniu się postanawiamy godnie uczcić kolejny dzień naszej wyprawy. 😛
Po kolacji, na deser, od samej Pani Eleny, dostajemy pyszne jagody własnego zbioru.
Troszkę siedzimy, ale zmęczenie daje wkrótce o sobie znać. Idziemy mrużyć!
Następny wpis
« Merry Xmas po rumuńsku »
Poprzedni wpis
« Beers on the house! »