BiwakOFF 2023!

Już czas wyruszyć na BiwakOFF!

Jest połowa wakacji. Dla mnie przełom lipca i sierpnia oznacza zawsze jedno. BiwakOFF tuż, tuż!

Wczoraj uskuteczniałem pakowanie, a dziś (środa 26.07) późnym popołudniem rozpoczynam tranzyt do Chodla.

Jak tym razem wyglądała moja trasa na BiwakOFF? Jeśli chcecie się dowiedzieć czytajcie dalej. 😉

Startujemy!

Kilka dni temu zgadaliśmy się z Mikim i Padim, że na BiwakOFF pojedziemy razem. No i  najlepiej offem. Pomysł podchwycił Jacek. Wszyscy znamy się z grupy ADV 3City.

Gdy wieczorem w środę (26.07) dotarłem do Mikiego był już u niego Padi. Chwilę po mnie dojechał Jacek. I tak czterech Jeźdźców Apokalipsy spotkało się w Tczewie, aby rano w czwartek  (27.07) ruszyć offem w kierunku Lublina.

Wieczór upłynął nam miło przy grilu. Moglibyśmy tak siedzieć do rana, ale zdrowy rozsądek kazał kłaść się w miarę szybko spać, bo godzina zero zbliżała się wielkimi krokami.

Pobudka o 7 rano udała się, uznaliśmy to za pierwszy sukces naszej wyprawy! Śniadanie, kawa no i wyruszyliśmy nawet zgodnie z planem, bo punkt godzina 9. To właśnie była nasza godzina zero! 😀

Mieliśmy jakieś tracki z Internetu, ale nie wszystko nam pasowało, bo biegły one jakoś tak trochę za bardzo na około. I choć lubimy jeździć, to jednak kilometrów przed nami było sporo i coś z tym trzeba było zrobić.

Dlatego co jakiś czas zmienialiśmy się z Padim na prowadzeniu. Gdy ja przejmowałem kontrolę, routing od Griba Garage naginał czasoprzestrzeń wedle naszych upodobań i wygładzał trasę tak, żeby lecieć bardziej na azymut. Robota szła sprawnie! Gdy track nam pasował prowadzenie przejmował Padi, a ja mogłem trochę podelektować się jazdą i widokami.

Czasami trafiały się jakieś turbo atrakcje jak droga przez krzaki w nieznane…

…ale to jest właśnie to co lubimy, dlatego uśmiechy nie schodziły nam z twarzy!

Im dłużej jechaliśmy tym robiło się ciekawiej. Było coraz więcej piachu i odcinków, które można od biedy nazwać specjalnymi, za Włocławkiem to już w ogóle przez chwilę zrobiło się luksusowo!

Był flow, robota szła dobrze, manetki chwilami odkręcaliśmy prawie w opór! Silniki ryczały, koła buksowały jak oszalałe, a nasze motocykle tańczyły w piachu, a my razem z nimi. Mocna ekipa to i nikt się nie wyjebał! Miki powiedział później na postoju: “Gribie dałbym Oskara za ten pokaz”. 😀

I tak sobie jechaliśmy na BiwakOFF spotkać się z przyjaciółmi i przeżyć po raz kolejny niezwykła przygodę. Przed nami wiła się droga, która biegła w nieznane, a za nami zostawała chmura kurzu (albo odcisk opony w głębokim błocie).

Pierwszy dzień tranzytu zakończyliśmy wynikiem 370 km, które  skądinąd zleciały nam nie wiadomo kiedy! Kemping → Bumerang w miejscowości Chlebów to była nasza przystań w czwartkowy wieczór.

Podsumowanie pierwszego dnia… czyli flaszka i pogaduchy.  A co miało być jutro? Deszcz od rana, a potem to się zobaczy. 😉

Ucieczka przed deszczem

No i dogonił nas deszczowy front! Ponieważ wcześnie wstałem to udało mi się zwinąć swoje obozowisko i nawet spokojnie wypić kawę…

…ale zaraz potem zaczęło lać!

Moi towarzysze pakowali się w popłochu, a gdy wszystko było już gotowe czekaliśmy pod kempingową wiatą, aż przestanie…

…robiąc dobrą minę do złej gry. 🙂

W końcu w chmurach pojawiło się okienko. Ruszyliśmy wykorzystując nadarzającą się szansę na przejazd suchą oponą. Dość długo udawało nam się trzymać pod tą dziurą w chmurach. Jechaliśmy dosłownie między kroplami deszczu. Nieco gorzej (tj. bardziej mokro) niż niebo wyglądała droga. Wszystkich kałuż nie ominiesz choćbyś chciał! Mokry piach, a pod nim glina zapewniały nam turbo emocje, bo na ciężkim ADV z bagażem jest przecież w takich warunkach co robić!

Postój, przerwa. – “Zdejmijcie kombiaki, bo się zakisicie powiedział” – Jacek. Zdjęliśmy zatem nasze przeciwdeszczowe, gustowne wdzianka i pojechaliśmy dalej.

Dłuższy postój na wczesny obiad, a może późne śniadanie okazał się dobrym sposobem na przeczekanie kolejnej fali deszczu. Nasz fart nadal trwał, bo w końcu przestało padać i mogliśmy w komfortowych warunkach jechać dalej.

Routing by Griba Garage działał doskonale, miksowałem trasy w trybie rzeczywistym, tak co by zapewnić offroadowe atrakcje, ale i zmierzać najkrótszą drogą do celu. Wisłę przekroczyliśmy w Puławach i przed nami pojawiła się tak zwana ostania prosta do celu!

Po małej godzince jazdy dotarliśmy do Chodla. Najpierw odwiedziliśmy stację paliw, tę co zawsze, gdzie spotkaliśmy pierwszych BiwakOFFowiczów, którzy jak my tankowali i robili zakupy przed zjazdem na bazę.

Gdy dotarliśmy na miejsce spotkania było już przynajmniej kilka osób, ale tak naprawdę ekipa dopiero zaczynała się zjeżdżać. Zajęliśmy się rozbijaniem namiotów i przygotowywaniem swoich obozowisk.

W tym czasie docierali kolejni BiwakOFFowicze. Powoli polana  nad zalewem zapełniała się namiotami, a powitalna impreza zaczynała się rozkręcać w najlepsze!

Pod wieczór zaczęło kropić, ale rozstawione zawczasu wiaty zrobiły dobrą robotę i integracja trwała do późnych godzin wieczornych.

Trasa BiwakOFF – trzeba to przeżyć samemu!

Pobudka! Pogoda w sobotę rano była całkiem niezła, nadwątlone tranzytem i imprezą siły wróciły, pojawiły się chęci na jazdę offem! To były znaki, że w tym roku będzie dobrze!

Ale najpierw zjedliśmy śniadanie. W doborowym towarzystwie…

…nawet pasztet i sucha bułka smakowały wybornie!

Odprawa, kilka słów od prezesa Susznego i… GPX na drogę. 😉 Po kilku słowach na temat trasy i zasad przejazdu wszyscy grzecznie ściągali tracka, a potem dzielili się na grupy.

Nasz motoSTFORKOWY team postanowił się rozdzielić – pojechaliśmy osobno z innymi ekipami.

Jak zawsze na starcie było trochę zamieszania…

…, ale w końcu wszyscy ruszyli przed siebie kurczowo trzymając się linii track’a.

Chwilę później natknęliśmy się na pierwszą przeszkodę. O koleinach z błotem nawet nie ma co wspominać, bo nie warto. Takich odcinków na trasie BiwakOFF jest zawsze bez liku. 😉

Za to kawałek dalej czekała na nas mocno przerośnięta kałuża! Prezes Suszny pokazał najpierw którędy nie należy jechać. 😀

A później po tej fachowej demonstracji jedni przejeżdżali, inni przepływali, a jeszcze kolejni zawracali do najbliższego objazdu. Ja załapałem się do tej pierwszej grupy. 😀 Maneta, gaz, cyk i byłem na drugim brzegu błotnej pułapki! Buty suche! Kamera oczywiście nie została włączona, ale są  przecież świadkowie, że DL potrafi! 😀

Po tych pierwszych atrakcjach na trasie, wyklarowała się doborowa grupa pościgowa! Na prowadzeniu był Wasyl, za nim Martyna, potem ja na trzeciej pozycji. Dołączyli do nas jeszcze Lukanio i Opal na ciężkich sprzętach i w ten sposób wyklarowała się mocna ekipa!

Od czasu do czasu jechał też z nami prezes Suszny (wiadomo, wraz z prezesem Perlikiem musieli ogarniać towarzystwo i dlatego skakali od grupy do grupy), po jakimś czasie na stałe dokooptowali do nas też Seba, Struna, Kamil i Jacobs.

Pola, łąki, lasy. Błoto, glina, szuter, kałuże i koleiny. I tak na przemian cały czas. Pogoda sprzyjała, a kilometry, mimo trudów trasy, schodziły dość żwawo.

Postój na stacji paliw był okazją, żeby zregenerować siły i co nieco pogadać.

Właśnie po jednym z takich postojów, gdy ruszyliśmy dalej, spotkaliśmy grupę Marty.

Ekipa stała i czekała na pomoc, bo zepsuł się… KTM! Nowy motocykl, a puścił wąż paliwowy! Mobilne Griba Garage stanęło na wysokości zadania! Miałem odpowiednie opaski i KTM został naprawiony. 😀

Mimo, obiegowej opinii, że deele się nie psują, w trakcie trasy na chwilę zatrzymała nas także awaria u prezesa Perlika. Zerwała się linka sprzęgła! Taka awaria to przecież nie awaria i temat został szybko ogarnięty.

Mogliśmy dalej kontynuować eksplorację Chodelskich wąwozów.

Jedną z atrakcji, którą zapamiętam na długo, był wąwóz inny niż wszystkie, bo z głębokim, sypkim, kopnym piachem, który nie dość, że sam w sobie zdradliwy to jeszcze skrywał kamienie, gałęzie, korzenie, a czasami jakieś śmieci i stare opony. Działo się!

Oprócz odcinków specjalnych były też fragmenty, gdy track wiódł przez piękne, bezkresne połacie Lubelszczyzny. Było wtedy na co popatrzeć, bo jest tam po prostu pięknie!

A tak wyglądaliśmy mniej więcej w połowie trasy. Nieco zmęczeni  trudami trasy BiwakOFFowicze…

…i ich dzielne, ubłocone, stalowe rumaki!

Od pewnego momentu trasy, wąwozy towarzyszyły nam już praktycznie cały czas. Z tego przecież słynie BiwakOFF! Podjazdy. Zjazdy. Koleiny. Błoto. Stromo, bardziej stromo, pion! Kto chciał mógł tutaj sprawdzić zarówno siebie jak i swoją maszynę. Najwyżej podjeżdżały oczywiście… deele! 🙂

I tak jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy, aż Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi.

Tu znajdzie się kiedyś film z VII edycji BiwakOFF. Muszę tylko ogarnąć materiał z kamery! 😉

Zanim to nastąpiło zaliczyliśmy jeszcze ostatni odcinek specjalny. Był to podjazd z błotem po osie, które skutecznie zaklejało opony do tego stopnia, że przednie koła naszych motocykli przestawały się obracać! Od czego jednak są przyjaciele! Ostatnie metry prawie każdy pokonuje wciągnięty na linach. 🙂 To miejsce także zapamiętam na długo! I zapamięta je na pewno Prezes Suszny, którego niechcąco zachlapałem błotem spod mojej tylnej opony! 😀

Po tej atrakcji zostało jeszcze trochę kilometrów track’a, ale trzeba było zdecydować, czy jeszcze jeździmy, czy spadamy do bazy. Rozsądek zwyciężył i postanawiamy wracać, bo każdy chciałby jeszcze trochę poimprezować przed jutrzejszym czasem rozstania.

Impreza pożegnalna

Gdy wszyscy byli już w bazie, a sobotni wieczór zwiastował koniec kolejnej edycji spotkania BiwakOFF, rozpoczęła się impreza!

I choć było wiadomo, że jutro trzeba będzie wyruszyć w drogę do domu, to wszyscy byli na miejscu i nikt nie myślał, żeby kłaść się spać.

BiwakOFFowy wermut krążył wśród uczestników znieczulając nadchodzący ból rozstania.

W końcu jednak kolejni BiwakOFFowicze poddawali się i szli wypocząć do swoich namiotów. Pozostali tylko najwytrwalsi!

Czas wracać do domu

Niedzielne śniadanie w bazie BiwakOFF to były ostatnie chwile, podczas których można było spędzić miłe chwile z innymi.

Wykorzystaliśmy ten czas najlepiej jak się dało!

Potem trzeba się było zacząć pakować. Najpierw została zaształowana motoSTFORKOWA przyczepka! Tak, tak, wiem, to coś  zupełnie nowego. Więcej na ten temat w relacji z naszego wypadu do Rumunii o którym pisałem → tutaj.

Trójmiejska ekipa dość szybko była gotowa do startu. Pożegnaliśmy się czule, bo zobaczymy się w Gdyni dopiero w poniedziałek wieczorem.

No i po BiwakOFF! Było super, jak zawsze!

A co było dalej? Wracaliśmy na kołach – ja, Miki i Padi. Powrót oczywiście nie inaczej, tylko offem. 😀 Prezes Suszny, gdy się o tym dowiedział pisał do mnie później: “Jeszcze Wam mało!?”. 😀

Zawsze mało! Dlatego jedno nie daje mi spokoju i wciąż chodzi po głowie: “Kiedy znowu umawiamy się na off?”. 🙂


Co nieco udało mi się również wrzucić w relację, która znajduje się na moim Instagramie. Tych, którzy dotarli do tego miejsca i jeszcze  im mało, zapraszam tutaj → BiwakOFF 2023. 😀