Jesteśmy w Maroku!

Krótka noc dłuży się w oczekiwaniu na ranek. Może to przez zmianę czasu? Zyskaliśmy przecież godzinę!

W Hiszpanii i w Maroku strefa czasowa jest taka sama jak w Polsce. Jesienią obowiązuje zmiana na czas zimowy.

Dziś ruszamy do Algeciras na prom, którym przepłyniemy do… Afryki! Wkrótce przez prawie dwa tygodnie będziemy się włóczyć po drogach i bezdrożach Maroka. I to jest właśnie cel tej podróży!

Jak do tego doszło? Śmiały plan zawiązał się w styczniu. Wtedy stwierdziliśmy, że najwyższy czas ruszyć się gdzieś poza Europę. A, że Maroko wydawało nam się ciekawą opcją to długo nie myśleliśmy.

Transport motocykli postanowiliśmy zawierzyć Kowalom o których dowiecie się więcej na ich stronie → podrozemotocyklowe.com.

Słyszeliśmy o organizowanych przez nich wyprawach wiele dobrego, a poza tym Marta znała Baśkę. Napiszę o tym co nieco więcej w swoim czasie. 😉

A gdy klamka zapadła, o planie daliśmy znać naszej motocyklowej ekipie z Trójmiasta. Na wyjazd zdecydowali się: Martyna, Wasyl, Irek i Rafał, dołączył do nas też Yasiek, nasz wyprawowy kompan spod Rzeszowa!

Nie spodziewaliśmy się takiego odzewu! Kowale chyba też nie, bo potem Baśka przyznała, że lista na Maroko tak szybko jeszcze im się nie zamknęła. 🙂

Wyjazd był planowany na koniec roku. Czas tak szybko płynie no i nasza kolejna przygoda właśnie się rozpoczęła! Dziś ruszyliśmy z Malagi.

Najpierw musieliśmy dojechać do Algeciras. Tutaj udało się znaleźć chwilę na improwizowane drugie śniadanie.

Potem przepłynęliśmy promem do Tanger Med.

Algeciras – Tanger Med to najlepsza opcja, jeśli chce się uniknąć problemów. Przekraczanie granicy z Marokiem w hiszpańskiej Ceucie nie jest dobrym pomysłem, bo słyszeliśmy, że jest tam wzmożona kontrola podczas której można stracić dużo czasu.

Choć szybko i sprawnie poszło nam zapakowanie bagażu na motocykle, a w trasę wyruszyliśmy zaraz po godzinie dziesiątej to trochę to wszystko trwało. Dojazd z Malagi do Tanger Med to było około 120 kilometrów. Po drodze trzeba było kupić bilety, a prom miał drobne opóźnienie.

Dzięki wielkim tablicom łatwo znaleźć miejsca, gdzie można kupić bilety na prom. Skorzystaliśmy z jednej z wielu budek, która znajdowała się przy głównej drodze do Algeciras.

Jest wielu takich pośredników. Warto sprawdzić ceny, bo czasami różnią się od siebie. My za transport każdej osoby z motocyklem w obie strony zapłaciliśmy 100,88 €.

Podobno lepiej nie wybierać marokańskich linii przewozowych (my skorzystaliśmy z hiszpańskiego przewoźnika ARMAS, również dlatego że był najtańszy), bo często zdarzają się opóźnienia i niezgodności z rozkładem.

Po zapłaceniu otrzymamy dowód zakupu, który jeszcze właściwym biletem nie jest (o tym co z nim zrobić będzie jeszcze dalej). Kupując bilety zaznaczmy, że interesuje nas otwarty termin powrotu. Przykładowo nasza rezerwacja na bilety obowiązywała od 29.10.2023 do 29.12.2023.

W Maroko nieco czasu zeszło na granicy, a później na wypłacaniu gotówki i organizacji marokańskiej karty SIM.

Sama procedura przepłynięcia powiązanego z przekraczaniem granicy jest dość prosta. Wjeżdżamy na przystań promową i ustawiamy się w kolejce.

W budkach, które nie sposób pominąć, bo to coś jak bramki na autostradzie, pokazujemy dowód zakupu. Na tej podstawie otrzymujemy bilet właściwy i kartkę z kierunkiem (przykładowo płynąc do Maroka było tam napisana nazwa przewoźnika, czyli ARMAS i port docelowy – Tanger Med), którą koniecznie (według obsługi :)) należy przypiąć na szybkę motocykla.

O bilet będziemy poproszeni (chyba ze dwa razy był sprawdzany) przed wjazdem na prom. Gdy już jesteśmy na promie przypinamy pasami motocykl do podłogi (pasy są w koszach, możemy poczekać na obsługę, ale wydaje mi się, że lepiej ogarnąć temat samodzielnie) i idziemy na pokład. Rejs trwa około dwie godziny, więc jest czas, żeby wypić kawkę, pogadać i trochę odpocząć.

Podczas rejsu wypełniamy kwit z danymi osobowymi (formularze rozdaje załoga promu) i udajemy się do okienka (na promie), gdzie dostajemy do paszportu stempel z informacją o wjeździe do kraju. Najlepiej poczekać, to bardzo ciekawe, ale pod koniec rejsu idzie to coraz szybciej. 🙂

W okienku zostaje nam też nadany numer identyfikacyjny SIN, który możemy wykorzystać przy kolejnej wizycie.

Zjeżdżając z promu, stempel w paszporcie trzeba pokazać czekającym na końcu rampy policjantom.

Następnie zatrzymujemy się przy budkach granicznych, gdzie ponownie pokazujemy paszport oraz odbieramy dokument celny potwierdzający wjazd naszego motocykla do Maroka. To mały kwitek, który będzie potrzebny przy opuszczaniu kraju.

Ewentualnie będziemy jeszcze zapytani czy mamy ze sobą drona (obowiązuje zakaz wwożenia tych urządzeń bez pozwolenia) oraz sprawdzeni pod kątem narkotyków i niebezpiecznych substancji (nasze motocykle obwąchiwał pies).

Cyk! No i jesteśmy w Maroku! Co nas tutaj czeka nie wie nikt! 😀

Zaraz za bramą przejścia granicznego znajdziemy bankomaty (warto porównać prowizję, bywa różna) i budki, gdzie można zakupić marokańską kartę SIM (za 10 GB płaciliśmy 150 MAD).

Ostatecznie przed godziną 19 lądujemy w nadmorskiej miejscowości → Fnideq.

Wspólna kolacja i spacer po okolicznych uliczkach kończą ten długi, pełen wrażeń dzień. A jutro rano ruszymy dalej wzdłuż brzegu Morza Alborańskiego, a potem mamy odbić na bardziej “dzikie” tereny znajdujące się w głębi lądu. Ale o tym opowiem Wam jutro jeśli tylko starczy mi sił i znajdę Internet. 🙂


Następny marokański wpis
« »
Poprzedni marokański wpis
« »