Trasa z Săpânța okazała się całkiem ładna. Winkle, górki, agrafki… ale i jakieś ciężarówki, roboty drogowe, żwir na drodze. To cena za nowiutki asfalt, który na tym odcinku rozwinęli chyba specjalnie dla nas. Trzeba uważać!
Winkle z czasem przechodzą w spokojniejszą, ale nie nudną trasę.
Przyjemność z jazdy odbiera nam upał. Co jakiś czas zatrzymujemy się w cieniu, żeby trochę odsapnąć. 😛
W jednym z przydrożnych sklepów robimy dłuższy postój. Czas na kawę i improwizowany obiad.
Udostępniam motocykl do zdjęcia sympatycznej starszej Pani. Zdjęcie z cyklu: „Jadę motocyklem na wakacje!”. Świetne, niezła frajda dla wszystkich. 🙂
Salutari din Polonia pentru doamnă!
Powoli zbliżamy się do Gilău, które jest naszym dzisiejszym celem podróży.
Po niewielkich perypetiach, o których nie będziemy tutaj wspominać,…
…około godziny 19 jesteśmy na miejscu. Jest stacja i niebieski V-Strom, a na nim Marius. 🙂
Marius (Memeutza) jest jednym z VStromaniaków poznanych na rumuńskim forum . Gdy dowiedział się o naszych planach od razu zaproponował nam nocleg u siebie.
– “Accomodation at my place in Gilau. Beers on the house!” – taki wpis od niego znalazłem pod jednym z moich postów dotyczących wyprawy do Rumunii. 🙂
Gorące powitanie! Jeszcze tankowanie i lecimy do domu Mariusa, a właściwie domku na działce, który mimo, że nie jest jeszcze całkiem wykończony, to dla nas będzie świetną metą. Parkujemy i zrzucamy motocyklowe ciuchy. Jest obiecane piwo i nie tylko piwo… 🙂
Wymieniamy się darami. Z naszej strony tradycyjnie połówka „Żubrówki” i motoSTFORKOWY otwieracz. 🙂 Marius ma dla nas nalepki i koszulki VStromani. 🙂
Oglądamy miejsce. Działka piękna, zadbana, drzewa, rośliny, szklarnia.
Przychodzi do nas sąsiad Mariusa – Sandu. Rozkręca się impreza. Biesiadujemy przy odlotowym stoliku ogrodowym typu, jak mówi nasz gospodarz, “Do it yourself!”. 🙂
Przenosimy się do Sandu, gdzie dołącza do nas jego żona – Marie. Imprezujemy do późna przy grillu. 🙂
Ludzie z sercem na dłoni… Wyznania miłości i przyjaźni polsko-rumuńskiej i rumuńsko-polskiej nie mają końca… aż łezka w oku się kręci! 😉
5 dzień, czwartek, 01-06-2017
Dzień Dziecka! Może dlatego nie mam kaca? 🙂 Mimo wczorajszego spożycia cujki (pod koniec imprezy waliliśmy ten rumuński specjał z gwinta zagryzając miodem domowej roboty) czuję się nadzwyczaj dobrze. No i super! Kawa u Sandu, potem nasz gospodarz z sąsiadem jadą coś załatwić, a my trochę spacerujemy po okolicy.
Po powrocie Mariusa ogarniamy późne śniadanie…
…i szykujemy się na wycieczkę po okolicy. Ruszamy w okolice Beliș. Ja i Yasiu znamy częściowo te rejony – przejeżdżaliśmy już niektórymi drogami Parcul Natural Apuseni podczas poprzednich wypraw. Świetne miejsce na wycieczkę motocyklową!
Winkle, widoki, piękny las, wspomnienia…
Gdy my robimy kolejną fotkę…
…nasze rumaki czekają na nas grzecznie w szeregu. 🙂
Po drodze przerwa na kawę, wykład o łowieniu ryb, rozmowy o życiu i jeździe motocyklem… Pięknie! 😛
Wracamy do Gilău. Po drodze zakupy. Polskie pasztety królują w markecie – no ładnie, a ja targałem ze sobą kilka takich puszeczek z Polski!
Kupujemy coś do jedzenia i piwo, piwo oraz piwo. Kufer Marty okazuje się idealnie dostosowany do przewozu tego ostatniego. 🙂
Na domku rozkręca się kolejny melanż. Trochę spokojniej niż wczoraj.
Marius proponuje, żebyśmy zostali jeszcze kilka dni. W zasadzie to powiedział, że możemy u niego mieszkać jak długo chcemy. W weekend tutaj w Gilău odbędzie zlot na 500 maszyn. Przyjadą na niego również inni VStromaniacy.
Łamiemy się… Fajnie byłoby zostać, ale niestety nasz grafik jest dość napięty. Jeżeli chcemy zrealizować choć część planu podróży to jutro trzeba jednak wyruszyć w dalszą trasę.
Z tym postanowieniem żegnamy się czule z naszymi rumuńskimi przyjaciółmi i zawijamy lulu.
Następny wpis
« Magnetyczna siła VX’a »
Poprzedni wpis
« Pierwszy przystanek w Rumunii: Săpânța! »