W środę… zdobywamy Theth!

Dzień #6, środa

Wieczorem poprzedniego dnia zapadła decyzja, że dzisiejszy dzień przeznaczamy na Theth. Po zasięgnięciu języka na recepcji potwierdziła się informacja, że ze słynnych szutrów pozostało może jakieś 15-20 km. To oznacza, że bez problemu powinno nam się udać dojechać na przełęcz i wrócić tą samą drogą na nasz kemping jeszcze za dnia. Plan jest dobry z tego względu, że nie będziemy musieli szukać noclegu, a poza tym możemy jechać bez wszystkich bambetli.

Śniadanie. Ogarniamy się. Zostawiamy zbędne graty w obozowisku i wyruszamy w kierunku drogi do Theth. Po drodze na pobliskiej stacji paliw sprawdzamy działanie naszych kart płatniczych. Przy płaceniu jest trochę zamieszania, bo mają tutaj kilka terminali (trzy) i cała operacja wymaga dopasowania odpowiedniej karty do właściwego czytnika.  W końcu z pomocą szefa jakoś to się udaje i zatankowani do pełna ruszamy dalej.

Po zjechaniu z głównej trasy początek drogi jest taki sobie. Ot, asfaltowa, wąska drużka biegnąca wśród pól lawendy w kierunku majaczących w oddali gór. Całkiem ładnie, ale bez szału. Jednak z każdym kilometrem widoki stawały się coraz ciekawsze. Szczyty były coraz bliżej, a droga zaczynała piąć się coraz bardziej stromo w górę. Stopniowo zwiększała się Ilość winkli, a wraz z tym poziom naszego zadowolenie – zwłaszcza u Czopera. 😉

Ostatni odcinek przed szutrem to już same agrafki. Trudno sobie wyobrazić jak się tędy jechało, zanim położyli asfalt. To musiało być niezłe wyzwanie!

Dojeżdżamy do tablicy wskazującej kierunek na Theth. 😉 Tutaj kończy się twarda nawierzchnia. Po prawej mały placyk. Zatrzymujemy się na chwilę. Seria zdjęć, pogaduchy. W międzyczasie mija nas przynajmniej kilka grup motocyklistów jadących w przeciwną stronę. Łyk nagrzanej w kufrze, ciepłej wody i ruszamy dalej.

Początek szutrowej drogi jest jako taki, jednak stopniowo podłoże staje się coraz trudniejsze do jazdy. Z przeciwka mijają nas dwie czy trzy grupki  motocyklistów, pojedyncze terenówki. Samochody na szczęście nam ustępują więc nie ma problemu z przejechaniem. Od pewnego miejsca zauważamy na drodze ślad wyciekającego oleju. Ktoś nieźle wyhaczył.

Robota w miarę idzie, chodź podłoże drogi nie ma wiele wspólnego z szutrem. To różnej wielkości i kształtu kamienie, luźne odłamki skał. Do tego doły i uskoki, których trzeba się wystrzegać, bo można przywalić osłoną silnika (DL) lub łączeniem ramy (VX). A z boku drogi stroma przepaść! Dodatkowo prawie cały czas zjeżdża się w dół co nie ułatwia sprawy.

Wszystko odbywa się w oprawie niesamowitych widoków, których nie masz czasu podziwiać, bo musisz maksymalnie skupić się na tym, żeby utrzymać motocykl na kołach. 😉 Trafiają się też odcinki lepsze, o twardym, przewidywalnym podłożu i wtedy można nieco rozwinąć skrzydła.

Zatrzymujemy się na chwilę przy rozwidleniu dróg. Nie jesteśmy pewni, która z nich doprowadzi nas do Theth. Obok źródełko z fantastyczną, zimną wodą.

Zatrzymuję nadjeżdżający samochód i już po chwili wszystko jasne. Po chwili nadjeżdża motocyklista z Niemiec. Bazę ma w Czarnogórze, a Albanię objeżdża na małym motocyklu enduro. Puszczamy go przodem i po chwili ruszamy dalej. Za moment kolejne rozwidlenie. Tym razem w trzy strony. 🙂 Jedna z dróg biegnie na wzgórze, gdzie znajduje się spory dom. Wjeżdżamy na podwórko. Okazuje się, że to zajazd z barem. Jest i nasz motocyklista oraz dwóch innych z Belgii. Właściciel zajazdu objaśnia nam którędy mamy kierować się na przełęcz. No i obiecuje czekać na nas z obiadem. 😉

Wracamy na trasę. VX’y troszkę uciekły Gribie, ale za moment zostają dogonione przed rzeczką, która sobie żwawo płynęła w poprzek drogi. 😉 Nieopodal znajdował się wodospad, który zasilał ją w wodę.

No nic. Czoper przejechał, za nim Griba.

A potem Yasiek.

Jakoś się nam udało, chodź kamienie na dnie nie wyglądały zachęcająco. 😛

Jeszcze parę zakrętów i w końcu jest – Theth i słynny most!

Zatrzymujemy się na jego środku i cieszymy się jak dzieci! Dojechaliśmy!

DSC07980

Miejsce fantastyczne widokowo! Nie wiadomo w którą stronę patrzeć.  Zdjęciom nie ma końca. Czoper dla ochłody zażywa kąpieli w rzece. 😉

Wracamy do zajazdu. Robota idzie lepiej, bo znamy drogę, a poza tym prawie cały czas jedziemy pod górę.

W zajeździe chwila przerwy i wytchnienia od upału. Jest i obiecany obiad. Okazał się tak samo fantastyczny jak widoki w Theth! 😉

20160622_152209

Późnym popołudniem, zmęczeni ale zadowoleni, wracamy na kemping.


Następny wpis
« »
Poprzedni wpis
« »