Paryż – Dakar i coś jeszcze

Nowy dzień zaczyna się dla mnie wyjątkowo wcześnie. A to dlatego, że około godziny czwartej słychać warkot silnika. Wrócił patrol marokańskiej Policji. Wygląda na to, że faktycznie zamierzają nas tutaj pilnować! Efekt uboczny – wybudzam się i już tak sobie mi się śpi.

Czekam cierpliwie przewracając się z boku na bok, aż zaczyna świtać. To znak, że czas na kawę!

Gdy podziwiam wschód Słońca nad pustynią, większość ekipy jest jeszcze pogrążona we śnie.

Ale już po chwili zaczyna się poranna krzątanina i zwijanie obozu.

Trzeba się żwawo uwijać, a to dlatego, że dziś czeka na nas do przejechania sporo offroadowych kilometrów!

Zanim wyruszyliśmy zaliczam jeszcze pogawędkę z marokańskimi Policjantami, którzy w gruncie rzeczy okazali się być całkiem sympatyczni. Zainteresowani naszą podróżą zadawali pytania co do trasy. Mam nadzieję, że ciekawość nie wynikała z obowiązków służbowych. 🙂

Pierwszą z dzisiejszych atrakcji miał być przejazd fragmentem trasy rajdu Paryż-Dakar! Stary fort w którym spaliśmy, był niegdyś bazą słynnego wyścigu, więc daleko nie mamy. 😉

Na odcinku pustyni, którym się poruszaliśmy, na szlaku były głównie szutry, kamienie i żwir.

Od czasu do czasu zdarzały się też łachy piachu, ale ponieważ na Kaszubach piasku nie brakuje, to nie było to dla nas duże wyzwanie. 🙂

Niewątpliwym utrudnieniem były wyżłobione przez wodę koryta, które trzeba pokonać, żeby znaleźć się na drugiej stronie szlaku. Szerokie i głębokie na kilka metrów przełomy napotkaliśmy kilka razy. Czasami długo szukaliśmy miejsca, gdzie można było bezpiecznie zjechać i podjechać.

Ale szczerze mówiąc, po tym co słyszeliśmy, spodziewaliśmy się, że odcinek będzie o wiele trudniejszy do pokonania!

Nawykli do kaszubskich szutrów i piachów, które przecież co roku dają nam niezłą szkołę, czerpaliśmy z jazdy dużą przyjemność. 😉

Gdy trasa Paryż-Dakar została za nami zatrzymaliśmy się na dłuższy postój w miasteczku → Talsint.

Gdy ekipa zaopatrywała motocykle w paliwo, zatrzymałem się z boku stacji. Mojego V-Strom’a “karmiłem” mniej więcej co drugi postój na tankowanie, bo zasięg DL650 przy takiej jeździe wynosi około 500 kilometrów. 🙂 Oczywiście zaraz znikąd wokół mnie pojawiła się banda chłopców. Chcieli, żebym pokazał im jak stawia się motocykl na koło. Pokazałem, ale na zdjęciu, bo na gościnnych występach (zwłaszcza w centrum miasta) to nie ma co ryzykować. 😉

A gdy jeszcze dałem im odkręcić manetkę, byli wprost przeszczęśliwi! 🙂

W tym czasie z pobliskiej kawiarnio-restauracji o wdzięcznej nazwie → Milano podchodzi do mnie starszy Pan i mówi, żebyśmy całą ekipą zatrzymali się u niego coś wypić i zjeść. Wiadomo biznes jest biznes, ale było to z jego strony miłe, a nam bardzo na rękę, że nie musieliśmy szukać miejsca na postój. Była kawa, pyszny omlet, ale zdjęcia nie zrobiliśmy.

Dzisiejszy dzień to również dość długi odcinek “szybkiego” szutru. Gdy lecieliśmy szeroką szutrówą, przypominają mi się nasze strony! Wskazówka prędkości oscyluje w pobliżu trzycyfrowych wartości, kamienie lecą spod kół, a przed nami i za nami tumany kurzu! Nic nie widać, ale jest flow i fun! Zupełnie jak na Kaszubach! 😀

Szutrostrada nagle się skończyła i znów znaleźliśmy się w górach…

…które otoczyły nas ze wszystkich stron!

Czekał nas jeszcze stromy, kręty i długi podjazd po kamieniach, a potem dość wymagający (zwłaszcza, gdy pod płytą brakuje prześwitu i ma się koło 19″) zjazd po skalnych półkach i luźnym gruzie.

Mocna i zgrana ekipa, więc każdy wie co robić. Z dobrą asekuracją wszystko się udaje!

Nieco zmęczeni, ale zadowoleni jedziemy dalej w kierunku kolejnego noclegu.

Po drodze przejeżdżamy obok → Doliny Ziz, w której znajduje się największa na świecie oaza. Miejsce wygląda jak ogromna palmiarnia!

Zdjęcie i lecimy dalej, bo musimy dojechać do miasteczka → Merzouga. U jego stóp znajduje się początek największej piaszczystej pustyni… Tak, to właśnie Sahara!

Docieramy na miejsce przed zmrokiem. Zatrzymujemy się w → Kasbah Hotel Panorama, magicznym miejscu z przepięknymi pokojami.

Wielkie, majestatyczne wydmy majaczą w oddali, widzimy je z tarasu naszego pokoju. Nie na darmo hotel w którym jesteśmy nosi dumną nazwę “Panorama”. 🙂

Tam właśnie będziemy się jutro szwendać na dwóch kolach. 🙂

Wspólna kolacja kończy pełen wrażeń dzień. Tyle na dzisiaj. Idę spać. Dobranoc!


Następny marokański wpis
« »
Poprzedni marokański wpis
« »