Albania – SH20, czyli turbo emocje – etap 2

Yaśka odczucia były jak najbardziej uzasadnione. Zobaczcie zresztą sami. 😉

dsc07932

Griba wjechał na hałdę całym moto, po czym osiadł w niej prawie do wysokości osi kół.

Griba: Już wspominałem, nie wyglądało to za ciekawie. No ale ruszyłem, wjechałem na tą hałdę gnoju i… zdziwiłem się, że moje opony Mitas E-07 nie dają rady! Motocykl osiadł i tyle było z jazdy. Może gdybym dał więcej w manetę to bym kawałek dalej przeskoczył. Ta nowa “droga” była dość świeża, dopiero zaczynali ubijać narzuconą warstwę ziemi. To na pewno nie pomogło!

Griba zjechał (stojący obok robotnicy pomogli mu wycofać) i zaczęły się kombinacje: czy wjedziemy, czy przyjedziemy, czy zawracamy, ile tego do przejechania w ogóle jest itd. Nieudana próba nie nastrajała pozytywnie…

Czoper rzucił propozycję, by ściągnąć kufry, aby odciążyć maszyny. Jeden będzie jechał, a dwaj pozostali mają asekurować. Pomysł został wzięty pod rozwagę przez chłopaków i tak dumali dłuższą chwilę.

Griba: Eh, jakiś zator we łbie mi się zrobił. Może to przez upał, a może przez wczorajszą rakiję? Zamiast iść zobaczyć ile tego czegoś jest do przejechania i pomyśleć jak to ogarnąć, kręciłem się w pobliżu spychacza jak gówno w przerębli. Yasiu też miał minę nie za tęgą! Dopiero Czoper  zaproponował jakieś konstruktywne rozwiązanie. Jedyny przytomny! Chwała mu za to!

W międzyczasie przyjechała kolejna ciężarówka z następną porcją tego ustrojstwa do wysypania. Czoper widząc piętrzące się (w przenośni i dosłownie) zagrożenie, wziął się za zdejmowanie kufrów ze swojego VX’a. Yasiek natomiast zajął się fotografowaniem Pana z łopatą. Ten Pan był równie krzepiącego wyglądu, co grabarz z horrorów, więc na pewno nie szukał w nim natchnienia…

Griba: Próbowałem z tym Panem nawiązać rozmowę, ale było ciężko. Oprócz bariery językowej na przeszkodzie stanął brak kontaktu wzrokowego. Pan jednym okiem patrzył w jedną stronę, a drugim gdzieś zupełnie indziej i nie wiadomo było jak się do niego ustawić.

DSC07930

Czoper odpalił faję i zaraz siedział na odciążonym moto. Podjeżdża do punktu startowego, czyli tak daleko jak tylko dało się dojechać po twardym gruncie “starej drogi” do tej świeżo usypanej hałdy. Zaraz za nim podochodzą chłopaki. Prawie gotowi do asekuracji.

Czoper odkręca manetkę i wruuuum! po tej ziemi! Wystartował jak z procy! Chłopaki nawet się dobrze do biegu za nim nie zebrali, a Czoper z tą fają w gębie wrum, wruum, wruuuum! …i tylko słyszał w oddali przerażony krzyk Yaśka: “Czoper! Czoper! Czopeeer!”. Minęło może z 7 sekund i Czoper był bezpieczny po drugiej stronie ustrojstwa. 🙂

Griba: Czoper – nasz bohater! 😉

Adrenalina w nim buzowała podczas przejazdu! Ale już powoli zaczęła schodzić. Jeszcze dobrze z moto nie zszedł, patrzy, a chłopaki już do swoich maszyn zmierzają. Yasiek raz dwa ściąga kufry, Griba siedzi na DL’ce i zaczyna lawirować do podjazdu. Kufra nie zdejmował, bo miał tylko jeden. 😛

Jeszcze tylko szybkie słowo od Czopera, by się nie zatrzymywać, tylko kręcić manetą w jedynym dopuszczalnym w takich sytuacjach kierunku.

Griba: Hm, nie wiem czemu, ale przyszło mi wtedy do głowy fraza “nie ucz dzieci ojca robić”. 😉

Griba rusza, najpierw asekuracyjnie, ale zaraz krzyk Czopera: “Gazu!” – i zaraz był po drugiej stronie. 😉

Griba: Faktem jest, że czułem dość duży opór przed odkręceniem manetki, bo oczami wyobraźni widziałem siebie leżącego pod DL’em na tym kamienistym podłożu.

Kolej na Yaśka. Kufry zdjęte. Kilka szybkich słów od Czopera jak jechać. Podjeżdża do miejsca startowego. Jedzie! Jedzieee… i już prawie staje…

“GAZU! GAZU! GAZUUUUUU!” – krzyczy Czoper i Yasiek jak za dotknięciem magicznej różdżki w kilka sekund przedostaje się na lepszą stronę drogi. “Uff!” – odsapnęli wszyscy zainteresowani. Było blisko, a osiadłby na pierwszych metrach…

Zatem przejechaliśmy! Udało się! 🙂

Griba: To fart, że żaden nie zaliczył gleby przy tym przejeździe! Rzucało motocyklem zajebiście na tej glebie z kamlotami. Mało brakowało!

Gdy tak staliśmy upajając się zwycięstwem, podszedł do nas chłopak z pobliskiej wioski, może z 14 lat, i wypytuje skąd i dokąd i czy byśmy na kawę do niego nie chcieli przyjść. Jeszcze pod wpływem emocji i trochę zszokowani propozycją małolata z miejsca odmawiamy pięknie dziękując.

DSC07934

No to idziemy po kufry! Czoper pomógł Yaśkowi z jego manelami, a w tym samym czasie rozwinęła się gadka Griby i Yaśka z chłopakiem. No to Czoper po swoje kufry szedł już sam… “Ech te chłopaki!” – pomyślał. Yasiek w którymś momencie zaskoczył, że wypadałoby jednak Czoperowi trochę pomóc i przeklinając siebie i Gribę jako “nie najlepszych kompanów podróży” wspomógł go w targaniu kufrów.

Griba: Hola, hola! Ja z kolei pomagałem przy Yasiowych kufrach! Też mogę coś od siebie  dodać – z tego gnoju co się w nim zapadłem prawie po ośki to robotnicy musieli mnie wyciągać, bo koledzy przyglądali się z bezpiecznej odległości. 😉

Okazało się niestety, że mocowanie kufrów w VX’Ie Czopera nie najlepiej zniosło wcześniejsze szutry i przysiadło, co w rezultacie oznaczało, że trzeba będzie klucz trzynastkę i jeszcze chwilę, by je poprawić, zanim będziemy dalej jechać. Nasz młody albański kolega wykazał się nienaganną empatią i bez wahania zaproponował przytrzymywanie stelaża podczas regulacji. 🙂

Griba: Sympatyczny chłopak! Wzięliśmy od niego namiary na FB, żeby wysłać mu zdjęcia, ale coś się tam nie zgadzało  i niestety nie odnalazłem go. 🙁

DSC00468

Jeszcze trochę kłopotów z dopięciem zamka kufra centralnego i po kilku minutach mogliśmy znów jechać.

“Griba, pojedź może za następny zakręt i zobacz czy tam jakichś niespodzianek nie ma, bo zaraz znów trzeba będzie kufry ściągać, i to po to by przejechać hałdę w przeciwnym kierunku…” – rzucił Czoper.

Griba podjechał. Zszedł z moto, wychylił się do nas zza zakrętu, złapał rękami za kask i pokręcił głową… Nie wróżyło to nic dobrego. Entuzjazm szczytujący po przejechaniu naszej turbo przeszkody trochę ostygł – co jeszcze nas czeka??? Czy my w ogóle gdzieś dzisiaj dojedziemy? Na szczęście Griba sobie tylko zażartował… 😛

Griba: Rzadko nachodzi mnie ochota, żeby stroić sobie żarty, ale tym razem nie mogłem się powstrzymać! 😉

Zaczęliśmy wspinać się pod górę tymi “szutrami”. Szło całkiem nieźle, a biorąc pod uwagę początek tej trasy to i nawierzchnia jakaś taka dla nas łaskawsza była. Nadal jednak były to kamienie, żwir, skały i twardy piach z różnymi przełomami. Griba zahaczył osłoną silnika przy przejeżdżaniu jakiejś dziury, Czoper zaliczył tę samą, ale osłony silnika nie ma, więc serce mu na chwilę stanęło. Zatrzymał się, zszedł, obejrzał. Uff, nic się nie rozsypało, to tylko łączenie ramy dobiło o podłoże.

Griba: W niektórych miejscach trafiały się jakieś takie zdradliwe dziury. Niby Ci się wydaje, że to mały dołek, a tu łup! Ja jebie!

Kawałek dalej zatrzymujemy się, żeby zrobić kilka zdjęć, bo widoki Albanii zaczynają nas szczerze zachwycać. Towarzyszą nam barany, czy też inne owce.

Jedziemy jeszcze kawałek , ledwo się rozpędziliśmy – może do 20 km/h.

Griba: Chwilami nawet do 29,5 km/h. 😉

I już trzeba hamować, bo wyprzedzają nas jakieś motocykle i trąbią na nas – Polacy! Pierwsi rodacy jakich spotykamy za granicą Albanii – jakieś 7 km od granicy ujechaliśmy może … Opędzić się od nich nie da, wszędzie są. 😛

Czterej koledzy, których spotkaliśmy, mieli bardziej crossowe maszyny niż my. Nawet bardziej niż DL, bo że bardziej niż VX’y to wiadomo. Jaki wariat by motocyklem szosowym po takich drogach jeździł? 😛

Griba: Same “małe” enduraki z prawdziwego zdarzenia. Największy spośród nich był Transalp, który poza asfaltem w takich warunkach w jakich przyszło nam jechać, jest przynajmniej “nieco” lepszy od DL’a. 😉

Pogadaliśmy trochę, dali nam kilka wskazówek. W drogę!

Griba: Do cennych wskazówek należała między innymi informacja, że ogromne kałuże, które napotkamy są bez problemu przejezdne, bo mają twarde podłoże. Czyli dawać w manetkę i jazda!

dsc07938

Oni przodem – wiadomo. Pięć sekund i już więcej ich nie zobaczyliśmy. My mieliśmy raczej żółwie tempo… zwłaszcza, że droga zaczęła schodzić w dół. Co raz jakieś niespodzianki – jedne trudniejsze, inne łatwiejsze: ogromne koleiny pełne wody, mniejsze rzeczki, gdzieniegdzie zarwany fragment drogi… Ale jedziemy dzielnie!

O tyle szkoda, że przy tak trudnej drodze ciężko o chwilę, by móc się rozejrzeć i tak naprawdę docenić w jakich okolicznościach przyrody się znaleźliśmy. 🙁

Kilka fotek udaje się jednak zrobić.

sh20-MIRROR

Ciągną się te szutry i ciągną – coś końca nie widać. Gdzie ten asfalt?!
O! – jest częściowa odpowiedź: dojeżdżamy do betoniarki zastawiającej całą szerokość drogi (szutrowej oczywiście), która wylewa beton na coś, co wygląda jak fundamenty przyszłej drogi asfaltowej. Zmuszeni jesteśmy czekać – przejechać nie da się nawet na rowerze. 🙁 Okazja do uzupełnienia płynów i zjedzenia roztopionego batonika.

DSC00602

No i do zrobienia kilku fotek 🙂

Zaczepia nas kilkoro lokalnych z samochodu, który utknął za nami. Jeden mówi po angielsku. Podobno był w USA jakiś czas to języka się nauczył. Trochę truł dupę, a my już zmęczeni, więc rozmowa raczej zdawkowa. Zresztą i tak prezentował się na “cwaniaczka, co był w USA”, więc tym bardziej z niecierpliwością wyczekiwaliśmy odblokowania przejazdu.

Griba: Na mój gust strasznie przynudzał ten albański lovelas. Nie do końca było wiadomo o co mu chodzi.

Za nami ustawiło się już kilka aut, w większości terenowych – będą szybsi od nas, wiec z góry ustalamy, że wszystkich puścimy.

W końcu betoniarka kończy pracę i odblokowuje przejazd! Puszczamy auta i jedziemy. Czoper zatrzymuje jeszcze na chwilę Gribę:

– “Ej Griba! Zapiąłeś piątkę?” – pyta.
– “Zapiąłem trójkę, a co?” -odpowiada Griba.
– “Bo ja zapiąłem piątkę!” – przechwalał się Czoper – “Co prawda z górki tylko, jak hamowałem, ale zapiąłem, hehe!” –
– “Nawet mnie nie denerwuj!” – rzucił DL’owy Griba i znów jechali.

Griba: Wielkie mecyje, trójka w DL’u to prawie jak piątka w VX’ie! 😉

Odcinek drogi szerokiej i raczej poziomej, tylko trochę w dół było, więc prędkość średnia znacząco wzrosła! Możliwe, że miejscami do 40 km/h. 😉

Nagle – na ziemi pojawia się ASFALT! Otoczeni niesamowitymi górami jesteśmy w końcu na asfalcie! Pięknym, świeżutkim, pachnącym! 🙂 Pamiątkowe zdjęcie i jedziemy!

dsc00492

Ups – mostek przez rzekę i znów brak asfaltu! 🙁

O! znowu jest! 🙂 Zawieszenie dostaje przy takich niespodziewankach czasem w kość, więc trzeba uważać, bo ten albański “szuter” to nazwa umowna. 😉

Griba: Bardzo umowna!

Asfalt rozwinął się już na dobre i po całości, podobnie zresztą jak szalona ilość niesamowitych zakrętów! A wszystko to w fantastycznej oprawie krajobrazowej! Oj, kręciła się wtedy manetka, kręciła. A dźwignia biegów chodziła, chodziła. 😉

Początkowo jechaliśmy G-Cz-Y, potem Griba puścił Czopera przodem, w wyniku czego powstał krótki film z ręki przy czekaniu na kolegów.

Griba: Tu byłby wstawiony film o którym mowa, gdyby tylko Czoper przesłał mi go na serwer. 😉

Potem jechaliśmy Y-Cz-G. Mało brakowało, a Yasiek przejechałby obok świetnego miejsca na pamiątkowe zdjęcia! Dzięki refleksowi Griby mamy jednak co zamieścić. 😉

Widoczna poniżej w oddali droga miała nas prowadzić, jak się domyślaliśmy, do upragnionego celu. Zmęczeni znojami podróży w trudnych warunkach drogowych i do tego przy dosyć wysokiej temperaturze – ponad 30 stopni – nie myśleliśmy już o niczym innym niż dojechanie do kempingu. Jeszcze tylko trochę zakrętów przed nami.

W miejscu gdzie zatrzymaliśmy się na zdjęcie, Czoper z pięć razy prawie położyłby moto, prawie zjechał do urwiska, ale nic złego się na szczęście nie stało. Strachu trochę się najadł, ale portki miał suche od środka. 😉

No to wskakujemy na te moto i jazda nad Szkodrę!!! Aha, Yasiek jedzie przodem. Trochę jeszcze będziemy jechać. 😛

Griba: Yasiu jechał tempem umożliwiającym podziwianie niesamowitych widoków. 😉

Koniec końców zakręty się kończą wraz z rondem – dojeżdżamy do drogi “bardziej krajowej” niż ta poprzednia. Są znaki drogowe, stacje benzynowe, gdzie można płacić kartą, asfalt z poziomym oznakowaniem – normalnie cywilizacja! 🙂

Raz, dwa, trzy – jest i kemping! Zanim się ogarnęliśmy i rozbiliśmy namioty zaskoczył nas zmrok. Mimo zbliżającego się najdłuższego dnia w roku, ciemno robi się tam znacznie wcześniej niż  w Polsce, już około godziny 21.

Griba: Ot co – południe! 😉

Kemping zachwycał zielenią trawy, otwartą przestrzenią (część miejsc kempingowych jest na szczęście zadaszona w celu zacienienia), no i obietnicą zimnego browara po ciężkim dniu w kempingowym barze, a w zasadzie restauracji.

Oprócz piwa w oszronionych kuflach, serwują tu bardzo dobre i niedrogie jedzenie, którego nie omieszkaliśmy skosztować. W końcu zasłużyliśmy sobie na to ciężką pracą przez cały dzień! 🙂

Griba: Dzisiejsza ilość przejechanych km nie powala na kolana, ale nie o to przecież chodzi! 😉


Następny wpis
« »
Poprzedni wpis
« »